Miejskie statystyki nie pozostawiają cienia wątpliwości: w ostatnich kilku latach Orunia powoli się wyludnia. W 2009 roku mieszkało tutaj 16410 osób, w 2010 – 16054, 2011 – 15923, 2012 – 15623, 2013 – 15498, 2014 – 15249. W 2015 liczba ta po raz pierwszy spadła poniżej 15 tysięcy i wyniosła 14968.
Taki spadek notują też inne dzielnice – gorzej niż na Oruni sytuacja wygląda m.in. w Brzeźnie, Letnicy, Aniołkach, Młyniskach, Oliwie, Rudnikach, Śródmieściu, czy we Wrzeszczu. Z kolei wielki przyrost ludności notują – tu bez niespodzianki – dzielnice położone na południu Gdańska: Jasień, Ujeścisko-Łostowice, czy Chełm. Ta część miasta rozbudowuje się najszybciej, jak grzyby po deszczu powstają tutaj kolejne osiedla.
Dlaczego jest coraz mniej oruniaków?
Jest przynajmniej kilka powodów, dla których z roku na roku jest mniej oruniaków. Na pewno pod uwagę trzeba wziąć migrację, i to zarówno taką lokalną, jak przeprowadzka do innej dzielnicy Gdańska, lub w inne rejony Trójmiasta, jak i na przykład migrację zarobkową poza Polskę.
Inna kwestia: na Oruni wyburzane są kolejne budynki, a nowych inwestycji mieszkaniowych wciąż jest tutaj jak na lekarstwo. Są i niekorzystne dla tej dzielnicy decyzje administracyjne, chociażby „oderwanie” od Oruni kawałka terenu (i przyłączenie go do Chełmu) w rejonie ulicy Małomiejskiej, gdzie powstaje nowe osiedle.
Nie można jednak zapominać i o innym ważnym czynniku. Tutaj w sukurs znów przychodzą miejskie dane, dotyczące demografii – otóż na Oruni obecnie niemal co piąty mieszkaniec ma 64 i więcej lat. Pod tym kątem „starszymi” dzielnicami są tylko: Oliwa, i budowane w latach 60 i 70. Zaspa i Żabianka. „Najmłodsze” miejsca w Gdańsku to znów najczęściej południe miasta, między innymi Ujeścisko-Łostowice, gdzie na blisko 23 tysiące mieszkańców, ledwie 1668 osób ma 64 lub więcej lat. Cóż, z biologią nikt jeszcze nie wygrał.
W ostatnich latach na Oruni można zauważyć następującą prawidłowość: maleje liczba mieszkańców, a jednocześnie jest coraz więcej osób starszych. Dla przykładu: w 2013 roku było 15498 oruniaków, z tego 2812 osób w w wieku 64 i więcej lat. 2014 to odpowiednio: 15249 i 2895. 2015 – 14968 i 2951.
Seniorzy mogą liczyć na wsparcie radnych dzielnicowych
O tym wszystkim wiedzą tutejsi radni dzielnicowi, którzy już teraz dopasowują do całej sytuacji swoją politykę. Co roku wydają część swoich pieniędzy na wsparcie oruńskich seniorów. - Orunia się starzeje, oczywiście podobnie rzecz wygląda na przykład w dzielnicach spółdzielczych typu Zaspa, czy Żabianka – mówi Maciej Kochanowski, przewodniczący Rady Dzielnicy „Orunia-Św. Wojciech-Lipce”.
- W budżecie naszej Rady przeznaczamy kilka tysięcy złotych na wsparcie seniorów, a przypominam że cały nasz roczny budżet to około 60 tysięcy złotych. Współpracujemy z tutejszymi klubami seniora, sponsorujemy szereg działań, obojętnie czy są to zajęcia sportowe, warsztaty, czy wycieczki – dopowiada.
Na ten "uniwerek" zapisało się kilkadziesiąt osób
Kochanowski jest też jednym z pomysłodawców projektu oruński Uniwersytet III Wieku, który w zeszłym roku cieszył się sporym zainteresowaniem. Wzięło w nim udział kilkudziesięciu seniorów z Oruni, którzy bezpłatnie mogli skorzystać między innymi z zajęć sportowych w Parku Oruńskim, warsztatów w Gościnnej Przystani, lub wycieczek w różne części Pomorza.
Koordynatorką całego projektu była Marianna Mierzwińska, przedstawicielka Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, która na co dzień pracuje w oruńskim Domu Sąsiedzkim. - Uniwersytet dla osób starszych to naprawdę fajna forma spędzania czasu dla seniorów. To świetny sposób na aktywizację ludzi. A co tu dużo mówić, taka aktywizacja w dzielnicy, która z roku na rok jest coraz starsza, na pewno jest potrzebna – mówi.
Jak żyje się zagranicznym seniorom?
W tym roku taki Uniwersytet raczej nie wystartuje (poprzedni był sfinansowany ze środków z budżetu obywatelskiego), ale Mierzwińska mówi już o innych pomysłach. - Dyskutowaliśmy o międzynarodowej integracji osób starszych. W projekcie uczestniczyłoby kilku oruniaków, którzy pojechaliby do innych krajów, spotkali się z tamtejszymi seniorami, wymienili doświadczeniami. A później „zagranica” przyjechałaby na Orunię.
W dzielnicy świetnie funkcjonuje też organizowany przez Stacja Orunia projekt ZDolna Orunia. To projekt, który sam w sobie nie jest skierowany tylko do osób starszych, ale jak pokazuje praktyka sporo właśnie takich ludzi z niego korzysta. I co ciekawe, to seniorzy, pokazując swoje umiejętności (np. kulinarne, czy związane z rękodziełem) są tutaj nauczycielami dla młodych.
Z tych wszystkich atrakcji korzysta stałe grono osób. Dlaczego tylko oni?
Nasi rozmówcy przyznają jednak, że z tego typu opisanych wyżej projektów korzysta z reguły zamknięte grono osób. W dzielnicy, gdzie liczba osób mających 64 i więcej lat sięga blisko trzech tysięcy, zaledwie kilkadziesiąt ludzi decyduje się na wzięcie udziału np. w zajęciach Uniwersytetu III Wieku, czy w spotkaniach koła seniora. Dlaczego tak mało?
Oczywiście część ludzi starszych na Oruni nie potrzebuje żadnych wspólnych zajęć, bo doskonale radzą sobie sami i na co dzień są aktywni. Są też i osoby, które z racji chorób i sędziwego wieku nie są w stanie już wyjść z domu. Za każdym razem gdy rozmawialiśmy z salezjańskimi współpracownikami, którzy regularnie pomagają biednym oruniakom, słyszeliśmy opowieści o dziesiątkach adresów na Oruni, do których wolontariusze donoszą żywność. Mieszkający tam ludzie ledwo wiążą koniec z końcem, są słabi, schorowani, a czasami – umierający.
Jak dotrzeć do innych? Plakaty, internet, kościół, ale i door-to door
Mimo wszystko spora część starszych oruniaków ma możliwość skorzystania z bezpłatnych zajęć i form wspólnego spędzania czasu, ale tego nie robi.
- Na pewno organizatorzy przedsięwzięć, które skierowane są do seniorów, powinni korzystać z różnych kanałów informacji. Plakaty, ulotki, internet, ale i kościół, gdzie ksiądz z ambony może wygłosić stosowne ogłoszenie – mówi Kochanowski.
A Mierzwińska dodaje. - Kiedy informowaliśmy o projekcie Uniwersytetu III Wieku, wyszłam w dzielnicę z plakatami. Podchodziły do mnie starsze osoby, mogłam bezpośrednio opowiedzieć, o co w tym wszystkich chodzi. Mimo wszystko, rozwieszanie plakatów to chyba jednak zbyt mało. Bardziej sprawdza się forma door-to-door, gdzie wolontariusze pukają do każdego mieszkania. Oczywiście nie wszędzie zostaną wpuszczeni, ale mimo wszystko więcej osób dowie się o ciekawym projekcie, a tym samym jest szansa, że więcej osób z niego skorzysta.