Dziś może to śmieszyć, ale przed wojną całująca się na ulicy para stanowiła często niemałą sensację. By nie gorszyć publiki, zakochani szukali bardziej intymnych miejsc: w parkach, w zaułkach, wszędzie tam, gdzie choć na chwilę można było uciec od oczu gawiedzi.
Również i Orunia miała takie miejsce. Nazwane zostało Aleją Pocałunków.
Gdzie na Oruni była taka Aleja? Mowa o rejonie wału Kanału Raduni (od strony ulicy Raduńskiej, nie od Traktu św. Wojciecha), na odcinku od wylotu dzisiejszej ulicy Dworcowej do mostu w pobliżu wejścia do Parku Oruńskiego.
- Do końca wojny ta część Oruni nazywana była Kussallee, czyli właśnie Aleja Pocałunków – mówi nam Aleksander Masłowski, badacz i przewodnik gdański, znany z ciekawych wykładów także i na temat historii Oruni.
Dlaczego akurat to miejsce zyskało taką nazwę? - Należy pamiętać, że przed wojną miejsce to miało znacznie bardziej gęstą zabudowę. Więcej budynków, zaułków, drzewa przy Kanale, wszystko to sprawiało, że było bardziej intymnie. Tam więc spotykały się pary, żeby się całować – odpowiada Masłowski.
Po wojnie nazwa z pocałunkami nie znalazła już tutaj zastosowania, ale badacz historii uważa, że i współcześnie Orunia ma ciekawe miejsce, gdzie może kultywować romantyczne tradycje. - Idealnie byłoby przywrócić romantyczny charakter Alei Pocałunków. Ale także i teraz Orunia ma fajne miejsce, gdzie pary mogą oddawać się romantycznym uniesieniom. Mówię o kuźni przy ulicy Gościnnej – wyjaśnia Masłowski.
- Romantyzm trzeba kultywować, bo jest go obecnie coraz mniej. Mimo wszystko płeć piękna nadal lubi takie zachowania, także panowie z Oruni, bądźcie romantyczni! Kawiarnia w kuźni to świetne miejsce.