Park Oruński to jeden z najbardziej urokliwych zakątków w Gdańsku, który szczególnie w dobrą pogodę przyciąga wielu ludzi. Oruński zieleniec to idealne miejsce na spacery, i to również takie z trzymaniem za rękę i z mocno bijącymi sercami.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Park to wymarzona „okoliczność przyrody” właśnie dla zakochanych. Oruniacy nie raz opowiadali nam o tutejszych randkach, czasem naprawdę romantycznych, niekiedy bardziej pikantnych, a czasami takich, które są przeznaczone tylko dla uszu dorosłych.
Elegancko ubrani zalotnicy przychodzili tutaj prosto z kościoła, siadali u wejścia do Parku, w pobliżu Kanału Raduni i czekali na swoje wybranki. Były spacery w alejkach, wyznania miłości, ale niekiedy dochodziło i do bójek między zazdrosnymi konkurentami.
Starsi mieszkańcy Oruni z pewnością pamiętają też często organizowane potańcówki w Parku Oruńskim. Była scena, orkiestra, ludzie doskonale się tam bawili.
Historię Parku opisywał też zmarły w 2015 roku profesor Jerzy Samp. Ostatnio natrafiliśmy na czasopismo „Litery” z 1973 roku i artykuł profesora: „Był sobie Park”.
Profesor pisze w nim: „Około roku 1600, a więc dziesięć lat po wydaniu przez magistrat gdański głośnej ustawy wprowadzającej zakaz noszenia przez oruńskie białogłowy jedwabnych kołnierzy i złotych pierścieni, teren dzisiejszego parku stał się własnością burmistrzów. Już na początku XVII wieku Gdańsk słynie z handlu nasionami i roślinami ogrodowymi (…) Z pomocy holenderskich ekspertów skwapliwie skorzystał w tym czasie kolejny burmistrz, Jan Czirenberg, który na terenie nowej rezydencji letniej, zgodnie z wymogami mody, urządza sobie wielki ogród”.
A sceneria tych ogrodów była naprawdę piękna. Profesor Samp przypomina XVII-wieczną relację francuskiego dyplomaty, który zawędrował w rejony dzisiejszego Parku Oruńskiego. W relacji tej jest mowa o łagodnych pagórkach, kwitnących drzewach i roślinach, spływających strumykach i stawach.
Trzeba przyznać, że takie widoki musiały skłaniać ku romantycznych uniesień: „są tam osobne kwatery kwiatowe, są tarasy i dróżki pod sznur wymierzone, są ścieżki i labirynty naturalne i pospolite”.
Jeżeli więc szukamy historii rodem z oruńskich lovestory, trzeba odnotować również i ogrody Czirenberga.
Parkiem zachwycano się także i w kolejnym wieku. W 1770 roku znany podróżnik szwajcarski, Jan Bernoulli pisał, że Anglicy mogą zazdrościć Gdańskowi tak uroczego i znakomitego pod wszelkimi względami obiektu. W swym artykule profesor Samp wylicza zachwyty Szwajcara: „Ciekawe ukształtowanie terenu, urozmaicenie powierzchni, szata roślinna i umiejętne wykorzystanie warunków hydrograficznych dodawało optymalnych wartości plastycznych, w wielu wypadkach korzystniejszych od tych, które posiada słynny Park Oliwski”.
Ozdobą parku były dwa stawy z licznie zamieszkującym ptactwem. U końca XVIII w. park zaczął zmieniać swoje oblicze. Założenia barokowe ustąpiły modnej wówczas stylizacji angielskiej. Park Oruński stał się jeszcze bardziej romantyczny i tajemniczy.
Aleje porosły bujną roślinnością. W dalszej części artykułu profesor pisze o XIX-wiecznych zniszczeniach Oruni, zdewastowaniu Parku, próbach jego rekonstrukcji i przekazaniu go miastu. Przypomina też wygląd Parku z lat 50. XX wieku, z jego bramą otoczoną żywopłotem i tablicą, którą informowała o wejściu na teren zieleńca.
A jakie Wy macie skojarzenia z Parkiem Oruńskim? CZEKAMY NA WASZE KOMENTARZE