Na Orunię przyjeżdża prezydent Bronisław Komorowski. Odsłania pomnik Tatara w Parku Oruńskim. Wraz z najważniejszą osobą w państwie przyjeżdża tłum znamienitych gości. Ustawiają się wozy transmisyjne, błyskają flesze, pracują kamery i dyktafony – są tutaj przedstawiciele lokalnych i ogólnopolskich mediów. Orunia wreszcie ma swoje „pięć minut”.
Całą uroczystość obserwują tłumy oruniaków. Ponad ich głowami jest jeszcze jeden widz – niewidoczna na pierwszy rzut oka kamera. Kilkadziesiąt godzin później już tylko ona jest świadkiem kolejnego wydarzenia. Znów z pomnikiem w roli głównej. Nie ma już polityków i dziennikarzy. Za to jest (lub są) osobnik (lub osobnicy) kręcący się przy, a następnie już na pomniku. Nie rozbrzmiewa hymn narodowy, nie słychać ekumenicznej modlitwy. Zamiast tego słychać trzask łamanego materiału. Chwilę później w tym miejscu znów panuje cisza. Zmienił się tylko wizerunek tatarskiego ułana na koniu. Buńczuk, inaczej wielka lanca, symbol władzy tatarskiej, który dumnie dzierżył on w swojej dłoni skurczył się do kilkudziesięciocentymetrowego kikuta
Następnego dnia policja jest już w Parku. Pracują technicy, znów błyskają flesze. Orunia ponownie jest na ustach wielu. Te „pięć minut” różni się jednak od tych poprzednich. Padają ostre słowa o dyshonorze i oruńskich wandalach. Dewastację przyrównuje się do słynnej kradzieży oświęcimskiego napisu „Arbeit Macht Frei”.
Śledczy biorą się do pracy. Przeszukują pobliskie złomowce, przesłuchują kolejne osoby. A zapis z monitoringu? – zapyta ktoś. I tu pojawia się problem. Okazuje się, że kamera w Parku jest niczym więcej jak tylko atrapą.
Podstawiono nas pod ścianą
Jerzy Dżyrdżys Szahuniewicz, prezes Narodowego Centrum Tatarów Rzeczypospolitej jest oburzony.
- Miasto wiedziało, że do takiego zdarzenia może tutaj dojść. Dlaczego w żaden sposób nie zabezpieczyło tego miejsca? – zastanawia się.
Urzędnicy tłumaczą, że odradzali Tatarom usytuowanie pomnika w tym miejscu. Wskazywali na tutejszą „większą aktywność złomiarzy” i brak monitoringu. Ostrzeżenia te przekonały Tatarów do podjęcia określonych kroków. Przed przyjazdem prezydenta Komorowskiego, ustawiono przy pomniku ochroniarza. Pilnował on tego miejsca 24 godziny na dobę. Po uroczystości nie było już pieniędzy na tego typu wydatki. Ochroniarz zniknął. Kilkadziesiąt godzin później, buńczuk także.
- Tatarzy postawili nas pod ścianą. Wiedzieli, że miasto nie ma pieniędzy na zainstalowanie tutaj monitoringu. Ale i tak zdecydowali się na postawienie pomnika. To trochę tak, jakby dostał Pan od kogoś najnowsze Ferrari, a później chciałby Pan, aby miasto pilnowało tego samochodu. I specjalnie na tę okazję zrobiło monitoring pod Pana blokiem, albo ustawiło tam policjanta – mówi Michał Piotrowski, z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku.
Monitoring jest „grubą sprawą”
Przedstawiciele magistratu przyznają jednak, że pomysł atrapy nie był najlepszy. Ale jak tłumaczą, doprowadzenie sieci monitoringu do Parku Oruńskiego to naprawdę „gruba sprawa”. Wskazują na ogrom związanych z tą inwestycją prac.
- Do Parku trzeba pociągnąć światłowód aż od skrzyżowania Traktu Św. Wojciecha z ulicą Małomiejską. To jest odcinek rzędu prawie 2 kilometrów. Tego nie da zrobić się w kilka dni – przekonuje Piotrowski.
Drugą przeszkodą, według urzędników, są pieniądze. Całkowity koszt prac oszacowano na 200 tysięcy złotych.
- To wydatek, na który obecnie miasta nie stać – tłumaczą przedstawiciele biura prasowego UMG.
Nie można szybciej?
W magistracie rozważa się jednak przyspieszenie prac nad monitoringiem w Parku Oruńskim. Mówił o tym niedawno Tadeusz Bukont, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego w gdańskim Urzędzie. Wciąż nie wiadomo jednak, czy w przyszłym roku znajdą się pieniądze na realizację tego pomysłu. Istnieje również możliwość przyspieszenia innej inwestycji – zintegrowanego systemu zarządzania ruchem TRISTAR. W tym przypadku sieć światłowodów oplecie wiele punktów miasta, w tym i Trakt Św. Wojciecha. A to oznacza, że znacznie zmniejszyłby się odcinek światłowodu, który trzeba byłoby pociągnąć do Parku Oruńskiego – z 2km do około 150 metrów. Tym samym obniżyłby się także koszt całej inwestycji.
Przez najbliższe miesiące nie ma co spodziewać się jednak, że miejski monitoring dotrze do Parku Oruńskiego. Czy grozi więc nam kolejna „powtórka z rozrywki”?
- Oczywiście nasi policjanci będą patrolować rejon Parku Oruńskiego, ale nie jesteśmy w stanie pilnować pomnika przez cały czas – przyznaje podinspektor Henryk Jabłoński, zastępca komendanta oruńskiego komisariatu – Ale nie jest tak, jak sądzą niektórzy, że nas tutaj w ogóle nie ma. W Parku pracują policjanci w cywilu, są też i mundurowi. Złapaliśmy już tutaj kilku złodziei i sprawców rozbojów – argumentuje.
Ale jak sam mówi, rozumie oburzenie ludzi. – Proszę mi wierzyć, ta dewastacja pomnika w Parku Oruńskim nadszarpnęła także i nasz honor – zapewnia policjant.
Tatarze, zrób to sam?
A więc co dalej z pomnikiem w Parku Oruńskim? Magistrat ma propozycję dla prezesa Tatarów.
- Wystarczyłoby, aby w Centrum Tatarów ustawić jeden komputer, od niego pociągnąć kilkanaście metrów kabla i w okolicach pomnika ustawić kamerę. Nie trzeba byłoby siedzieć przed monitorem przez cały czas. Obraz z kamery nagrywałby się na twardy dysk. W razie kradzieży czy dewastacji byłoby możliwe odtworzenie całego zdarzenia – mówi Piotrowski.
- Pomysł jest ciekawy – odpowiada Szachuniewicz. – Ale póki co nikt ze strony miasta nie kontaktował się ze mną w tej sprawie. A taka współpraca przy tego typu przedsięwzięciach jest po prostu niezbędna. Liczę, że niedługo spotkam się z urzędnikami. I wspólnie zastanowimy się, co dalej w tej sytuacji robić – kończy prezes.
Niszczą też inni
Przy okazji warto też przypomnieć, że niszczenie monumentów zdarza się także w innych częściach Gdańska. Na Wzgórzu Mickiewicza ktoś regularnie dewastował znajdujący się tam pomnik słynnego polskiego wieszcza. Kamienna głowa Adama Mickiewicza regularnie lądowała obok monumentu. W kilku przypadkach wandale zabierali ją za sobą.
- Dyrekcja Zarządu Dróg i Zieleni już chyba nawet nie liczyła, ile razy ich pracownicy musieli naprawiać ten pomnik – mówi nam jeden z gdańskich urzędników.
Z kolei w tym roku z placu Wybickiego (Wrzeszcz) ktoś skradł wartą kilkadziesiąt tysięcy złotych rzeźbę baletnicy. Policja nie złapała sprawcy.