Przerażenie, niedowierzanie, tsunami, hałdy błota, woda w domach, woda na ulicach, woda wszędzie – to pierwsze skojarzenia, które przychodzą na myśl wielu mieszkańcom Oruni i Św. Wojciecha, kiedy pytamy ich o powódź sprzed 10 lat.
„Wody deszczowe z nurtem lokalnych potoków spłynęły do Kanału Raduni mającego maksymalną przepustowość do 25m3/sek. Na skutek ulewy Kanał musiał przejąć przepływ około pięć razy większy, czyli 125m3/sek.” – czytamy na oficjalnej stronie miasta.
Wał pęka w pięciu miejscach. Woda przelewa się w rejonie ulicy Małomiejskiej/Serbskiej, Gościnnej, Niegowskiej, Traktu Św. Wojciecha 417 i 450.
- Św. Wojciech wyglądał jak po tsunami. Wszędzie pełno wody, na ulicach hałdy błota, ludzie w pocie czoła układający worki z piaskiem – opowiada Justyna Thielmann, mieszkanka ulicy Batalionów Chłopskich.
- Czułam się jakby w innym świecie. Do pracy chodziłam na boso, dopiero w Lipcach u znajomych mogłam umyć nogi. Po chleb i wodę trzeba było iść aż do Pruszcza, nie kursowała tutaj żadna komunikacja – mieszkanka Św. Wojciecha opisuje pierwsze dni po nawałnicy.
Na Oruni sytuacja szczególnie dramatycznie przedstawia się w rejonie ulic Kolonia Mysia-Kolonia Orka-Równa.
- Na tych terenach ludzie poruszali się łódkami i pontonami. Tam było tak dużo wody, nie sposób było inaczej – tłumaczy Bruno Serkowski, mieszkaniec ulicy Żuławskiej.
I opowiada mi kolejną historię.
- Mój kuzyn mieszkał na Koloni Mysiej. Woda stale się podnosiła, Piotrek musiał wejść na dach budynku. I tam siedział. Jacyś dziennikarze zrobili mu zdjęcia i trafiły one do wiadomości za granicą. Moja bratanica w Niemczech bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła u siebie w telewizji relację z powodzi z Polski, a tam Piotrek siedzi na dachu – uśmiecha się mój rozmówca.
Ale zaraz poważnieje.
- W dzień powodzi starałem się przebić na Orunię. Z Powstańców Warszawskich szedłem ładnych parę godzin. Traktem się nie dało. Torami na skróty też nie. Wszędzie woda. Niewiarygodny widok – relacjonuje.
Przez Park Oruński płyną strumienie wody, które przelewają się przez Kanał Raduni i dalej - przez Trakt Św. Wojciecha. Mieszkanie Anny Kubickiej (przy Gościnnej 5) zostaje bardzo szybko zalane.
- Wylewaliśmy wodę z pokoju do wanny. Zaczęliśmy wynosić meble. Ale nie zdążyliśmy, woda tak szybko zaczęła się podnosić. Nic się nie dało zrobić – mówi cicho.
Walkę z żywiołem przegrywa też Marek Zalewski, mieszkaniec Traktu Św. Wojciecha.
- Na podwórku było jakieś pół metra wody. Mama z babcią uszczelniały kołdrami drzwi, aby nie było żadnych przecieków. Ale i tak na nic to się zdało. Woda wybiła przez ubikację. Później mieliśmy w całym domu pełno cuchnącego szlamu. I prawdziwy horror z jego wyczyszczeniem – wspomina pan Marek.
W pierwszych dniach po powodzi Środowiskowy Dom Samopomocy „Nowiny” staje się miejscem schronienia dla wielu osób.
- Obok na Nowinach 5 był dom, który został zalany. Jego mieszkańcy nocowali u nas w ośrodku. Przychodzili także ludzie, których nawałnica zaskoczyła w autobusach. Nie można się było już przedostać ani do Pruszcza, ani do centrum Gdańska – opowiada Marianna Sitek-Wróblewska, opiekująca się wówczas niepełnosprawnymi we wspomnianym wyżej Domu.
I wspomina jednego z takich „gości” – osobę na wózku inwalidzkim, która dopiero następnego dnia mogła być wywieziona przez strażaków.
Dla Ewy Sasimowskiej, wówczas mieszkanki ulicy Żuławskiej, największym przeżyciem był widok… dzieci z Oruni. Kilka dni po powodzi przyjechały one na obóz w okolicę Wdzydz Tucholskich. Jedną z opiekunek była właśnie pani Ewa.
- Zwykle przyjeżdżające na wypoczynek dzieciaki mają swoje tobołki, pakunki, misie. A wtedy z autokaru wysiadły maluchy w krótkich spodenkach, bez bluz, kurtek, właściwie bez niczego. Ich ubrania zostały zniszczone podczas powodzi - opowiada.
- ilość zbiorników retencyjnych w Gdańsku zwiększyła się o 20. Większość z nich powstała na Górnym Tarasie.
- dzięki nowym zbiornikom retencyjnym w zlewni kanału Raduni zdolność przejęcia wód opadowych powiększyła się z 23 194 m3 do 221 707 m3, a w zlewni rzeki Raduni z5000 m3 do 89 848 m3
- z 4 do 11 zwiększono ilość przepompowni na sieci kanalizacji deszczowej, wybudowano też jedną przepompownię melioracyjną.
- rozbudowano system odwodnieniowy kryty: długość istniejących drenaży zwiększyła się w stosunku do 2001 roku z 6728 km do 9178 km, długość kolektorów deszczowych – z 386 206 km do 610 506 km.
Mimo tych wszystkich zmian, urzędnicy na oficjalnej stronie miasta przyznają: „zrealizowane inwestycje nie zabezpieczają obszarów miejskich przed powodzią.”
Galeria artykułu