O tym, gdzie na Oruni i w Św. Wojciechu piesi i kierowcy powinni szczególnie uważać, a także o braku bezpieczeństwa i pieniędzy, niewielkich inwestycjach, postulatach mieszkańców, kontrowersyjnej „Strefie 30” i pospolitym ruszeniu, zakończonym wzruszającą historią opowiada Tomasz Wawrzonek, kierownik działu Inżynierii Ruchem w gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni.
Trakt św. Wojciecha. Zdecydowanie. Ta ulica wyróżnia się w skali całego miasta. I to na całej swojej długości.
Pana dział przygotował koncepcję, która na jednym z odcinków Traktu św. Wojciecha ma zwiększyć bezpieczeństwo kierowców i pieszych. Chodzi o azyle dla pieszych, wydzielanie lewoskrętów, poszerzenie jezdni, przebudowę zatoki autobusowej. Dokument trafił do szuflady i na tym koniec?
Koncepcja jest gotowa. Ale nie mamy środków na jej realizację. W każdej chwili jesteśmy w stanie rozpocząć prace. Warunek jest jeden: muszą się znaleźć pieniądze…
I wola rządzących, aby wydać je na ten właśnie cel…
Jestem pewny, że prędzej czy później, środki na ten cel się znajdą. Trakt św. Wojciecha to jedna z wizytówek miasta. To pierwsza ulica, którą widzi turysta, wjeżdżający od tej strony do Gdańska.
Lokalna Rada Osiedla powinna "dorzucić się" do takiej inwestycji?
Nie chodzi tylko o finanse. Rada osiedla jest swoistym „głosem ludu” i jeżeli ona nie będzie przypominać o ważnych potrzebach dzielnicy, to postulaty mieszkańców nie będą słyszane. W potoku tych wszystkich wniosków, które trafiają do miasta, łatwiej będzie przeprowadzić taki, który ma konkretne poparcie. Rada osiedla może wyłożyć pewną kwotę na jakiś fragment tej inwestycji. To nie muszą być duże środki. Chodzi o to, że to byłby krok, pokazujący determinację mieszkańców w chęci rozwiązania bardzo ważnego problemu.
I to nie jest tak, jak niektórzy niekiedy mówią: „urzędnicy i tak muszą to zrobić, łachy nie robią, więc niech nie wyciągają jeszcze pieniędzy od rady”. Nie zgadzam się z taką argumentacją. Chcemy wciągać rady osiedla i dzielnic do wspólnej pracy na poprawą bezpieczeństwa ruchu drogowego. Władzy dużo trudniej jest powiedzieć „nie”, kiedy mieszkańcy wykażą się taką inicjatywą.
Dlaczego Trakt św. Wojciecha jest tak niebezpieczny?
Największym problemem jest nadmierna prędkość kierowców. Jeżeli pojazd jedzie z prędkością 50 km/h i uderzy w pieszego, to ten ostatni ma 35 procent szansy na to, że z takiego wypadku żywy już nie wyjdzie. Przygotowaliśmy koncepcję, która na odcinku od Zaroślaka do Sandomierskiej uspokaja ruch i poprawia bezpieczeństwo pieszych. Szczególnie to ostatnie jest dla nas bardzo ważne.
Realizacja takich koncepcji nie powinna więc być priorytetowa?
Jak najbardziej.
Co jest ważniejsze, budowa Europejskiego Centrum Solidarności, czy poprawa bezpieczeństwa pieszych i kierowców na Trakcie?
Dla mnie osobiście poprawa bezpieczeństwa, ale o priorytetach nie ja decyduję. Proszę mnie nie wciągać w tego typu komentarz (śmiech).
Takich oszczędności jest jednak więcej. Pana dział nie dostał w tym roku ani złotówki na budowę sygnalizatorów w mieście…
Na chwilę obecną rzeczywiście tak jest. Mamy kilka takich miejsc w Gdańsku, gdzie, naszym zdaniem, postawienie sygnalizacji świetlnej jest absolutnie konieczne.
Co to za miejsca?
Absolutnie numer jeden to skrzyżowanie Marynarki Polskiej i Śnieżnej. Później jest jeszcze rejon Bulońskiej i Powstania Listopadowego. A także Jana Pawła 2, gdzie ostatnio miał miejsce tragiczny wypadek. Jest jeszcze jedno miejsce w okolicy Wieżyckiej i Świętokrzyskiej. W związku ze zmianami w rejonizacji szkół pojawił się tam niedawno duży potok dzieci. Chcemy, aby sygnalizacja świetlna, właśnie ze względów bezpieczeństwa, znalazła się tam jak najszybciej.
W jaki sposób przy tak ograniczonych środkach Pana dział może poprawiać bezpieczeństwo na gdańskich drogach?
Idziemy w kierunku uspokajania ruchu. Dobrze sprawdzają się skrzyżowania równoległe, wprowadzanie „Stref 30”. Jesteśmy też za innowacyjnymi rozwiązaniami. Takim jest sygnalizator, gdzie podstawowe światło to światło zielone, dla pieszych. Dopiero podjeżdżający pojazd wywołuje następne fazy. Takie rozwiązanie niejako odwraca logikę typowej sygnalizacji, ale uważamy, że doskonale się ono sprawdza z punktu poprawy bezpieczeństwa pieszych. Póki co, taka sygnalizacja jest tylko jedna w Gdańsku, przy ulicy Subisława na Żabiance. Ale myślimy już o dwóch kolejnych lokalizacjach. Warto też dodać, że gdańskie szkoły, w tym i oruńskie placówki, otrzymały komplety kamizelek odblaskowych.
Wspomniał Pan o „strefie 30”. To rzeczywiście taki dobry pomysł? Nie brakuje głosów, że urzędnicy chcą nadużywać takiego rozwiązania, traktując to jako swoiste „lekarstwo na wszystko”. Kierowcy przekonują, że jest wiele miejsc, także na Oruni, gdzie taka strefa nie ma racji bytu.
Jestem wielkim zwolennikiem miękkiego uspokajania ruchu, jako uzupełnienie etapu przejściowego, który prowadzi właśnie do bardziej trwałych zmian w zarządzeniu ruchem. Na wewnętrznych ulicach, tam gdzie jest wiele źródeł do których chodzą piesi – szkoły, sklepy, kościoły - tam „Strefa 30” sprawdza się doskonale.
Na Żuławskiej, Gościnnej i Dworcowej też?
Tak, to bardzo dobry pomysł. W rejonie Żuławskiej i przyległych do niej ulic są szkoły, jest przedszkole, chodzi tu wielu ludzi. Na Gościnnej i Dworcowej mamy Gościnną Przystań, Dworek Artura, sklepy, kościół, „Strefa 30” jest po prostu wskazana. Chcemy to wprowadzić w pierwszej kolejności. Może już nawet w przyszłym miesiącu.
I co taka „Strefa 30” zmieni?
W takiej strefie nie trzeba oznakowywać dodatkowo elementów ruchów. Dlatego wielu kierowców nie znosi takiej strefy. Ponieważ jeżeli próg jest oznakowany, to można jechać sobie 50-60 km/h i przed samym progiem gwałtownie zwalniać, i po chwili znów pędzić z wielką prędkością. Ale już w „Strefie 30”, gdzie takiego ostrzeżenia nie ma, kierowca w każdym momencie może spotkać się z azylem, progiem lub wyspą. Lepiej wtedy ściągnąć nogę z gazu.
Dużo Pana dział dostaje uwag od mieszkańców Oruni i Św. Wojciecha?
Różnie, jeżeli jest jakiś bodziec, to nagle takich sygnałów jest więcej. Chociaż ostatnio byłem zaskoczony. W grudniu mieliśmy trzy śmiertelne wypadki: na Wodnika, Jana Pawła 2 i na Trakcie św. Wojciecha. Dwa pierwsze wzbudziły wiele uwagi wśród tamtejszych mieszkańców, z Oruni i Św. Wojciecha głosów było najmniej.
Z jakich oruńskich ulic otrzymują Państwo najwięcej zgłoszeń?
Sporo z Rzecznej i Stromej. Tam rzecz dotyczy zabezpieczenia skarpy Raduni. Często piszą do nas również mieszkańcy ulicy Nowiny. Ludzie skarżą się na pojazdy, które jadąc przez Starogardzką do centrum Gdańska wybierają sobie tę ulicę jako skrót i nie stosują się do żadnych ograniczeń prędkości. Są tam progi, odpowiednie znaki, mieszkańcy postulują teraz o częstsze kontrole policji.
A w przeszłości? Zdarzyło się coś, co szczególnie wzburzyło mieszkańców Oruni i w rezultacie dostali Państwo sporo uwag, petycji i wniosków?
Bodajże 8 lat temu przy ulicy Ukośnej zdarzył się tragiczny wypadek. Na przejściu dla pieszych zatrzymał się samochód ciężarowy, aby przepuścić matkę z dwojgiem dzieci. Kobieta przeszła przez połowę jezdni, ale nie widziała zbliżającego się samochodu, który wyminął ciężarówkę, jadąc po powierzchni wyłączonej z ruchu. Matka zdążyła odepchnąć tylko jedno z dzieci, drugie, 6-letnia dziewczynka zginęła na miejscu. Jej matka na 6 miesięcy trafiła do szpitala. Wtedy dostaliśmy bardzo wiele wniosków o poprawę bezpieczeństwa tego skrzyżowania. Wybudowaliśmy tam sygnalizację. Wiąże się z tym wzruszająca, symboliczna historia.
Co się wydarzyło?
Nasi technicy planowali na tamtym skrzyżowaniu otworzyć sygnalizację dla ruchu. Wtedy podeszła do nich kobieta. To była właśnie ta pani, która straciła wtedy 6-letnią córeczkę. Chciała przejść tędy jako pierwsza. Tak też się stało, zapaliło się zielone, kobieta weszła na pasy. Obok niej maszerowało dziecko, które szczęśliwie przeżyło wtedy wypadek…
Dziękuję za rozmowę.