Dziś (21 II) przed godziną 13 wybuchł groźny pożar w jednym z warsztatów samochodowych na Trakcie św. Wojciecha. Ogień zniszczył także sąsiedni sklep i szklarnię. To nie koniec złych wiadomości - aż na 70 tysięcy złotych oszacowano wstępnie straty w pobliskim Domu dla Dzieci.
O jednym z nich pisaliśmy tutaj. To właśnie ten, położony przy Trakcie św. Wojciecha 377A był dziś świadkiem dramatycznych wydarzeń.
- Spalił się jeden z warsztatów samochodowych. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, sytuacja była wciąż niebezpieczna. Istniało poważne ryzyko, że ogień rozprzestrzeni się na pobliskie budynki. W palącym się zakładzie wybuchały butle z gazem – relacjonuje nam kapitan Jacek Noga z oruńskiej jednostki straży pożarnej.
Wybuchy były na tyle potężne, że powybijały większość okien Domu na Trakcie. Zniszczony został również dach budynku. Mieszkające tu dzieci (najmłodsze z nich mają zaledwie kilka lat) musiały zostać ewakuowane. – Te dzieci i tak już w życiu wiele przeszły, a teraz jeszcze coś takiego. Można powiedzieć, że one ponownie straciły swój dom. Tu się czuły bezpiecznie, tu wracały do normalnego życia. Zrobimy wszystko, aby otoczyć je jak najlepszą opieką – zapewnia psycholog z Domu na Trakcie.
Ogień zniszczył także sąsiedni sklep. Można tu było kupić między innymi samochodowe nawigacje i anteny CB. – Wbiegł jeden z pracowników, krzycząc, że się pali. Wzięliśmy tyle sprzętu ile się da i wybiegliśmy na zewnątrz. Po chwili była tu już straż pożarna. Mój budynek jest poważnie nadpalony, straciłem też wiele towaru, którym handluje. Na szczęście byłem ubezpieczony – mówi nam Pan Paweł, właściciel sklepu.
Tyle szczęścia nie miała pani Renata, współwłaścicielka pobliskiej firmy ogrodniczej. – Pożar dotarł i do nas. Spaliła się moja szklarnia. Liczymy straty. Nie mieliśmy ubezpieczenia – komentuje.
Na miejscu pracowali technicy kryminalni. Mężczyźni nie chcą przesądzać o przyczynie pożaru. – Za wcześnie, aby coś jednoznacznie stwierdzić. W tej sprawie będzie musiał wypowiedzieć się biegły - tłumaczył nam jeden z nich.
Według nieoficjalnych informacji, właściciel spalonego zakładu miał trzymać u siebie łatwopalny podtlenek azotu. On sam temu kategorycznie zaprzecza. – Nic takiego nie miało miejsca. To było po prostu zwarcie w instalacji elektrycznej – przekonuje pan Robert.
- Co mogę powiedzieć? To dla mnie dramat. Żona w ciąży, a ja straciłem miejsce pracy. Musimy podsumować straty – dodaje.
W zakładzie spaliło się kilka samochodów. Niegroźnie ucierpiał też jeden z pracowników.
Pożar zmobilizował też wielu ludzi. Pojawiły się firmy i instytucje, które wyraziły chęć pomocy dzieciom z opisanego wyżej Domu. Gdańskie Melioracje przysłały na miejsce swoich ludzi, aby uprzątali Dom na Trakcie. Być może uda się również znaleźć część środków na pokrycie strat w placówce dla dzieci. Ale wciąż potrzeba jeszcze większego wsparcia.
- Wstępnie oszacowaliśmy szkody na 70 tysięcy złotych, ale jeżeli okaże się, że szczególnie mocno ucierpiał nasz dach, straty mogą być jeszcze większe – uważa Wróblewski. – Jeżeli ktoś chciałby nam pomóc, na przykład kupić farbę, czy inne materiały potrzebne do remontu, będziemy mu bardzo, bardzo wdzięczni – dodaje szef GFIS.
Siedziba Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej – Gościnna 14.
kontakt: tel. 58- 304-99-56, biuro@gfis.pl
W akcji brało udział 25 strażaków.
Galeria artykułu