Ponad 30 osób wzięło udział w dzisiejszej wycieczce historycznymi szlakami Oruni. Oprócz ciekawostek z dawnych lat, można było usłyszeć też wiele komentarzy na temat teraźniejszości dzielnicy. Niestety, mało optymistycznych.
Mieszkańcy Oruni, a także goście z innych dzielnic Gdańska (pojawiło się między innymi kilka osób aż z Osowej) spacerowali dzisiaj po ulicy Gościnnej, Związkowej i w okolicach Parku Oruńskiego. Oprowadzał ich zorganizowany przez IKO przewodnik miejski. Wspierał go także Krzysztof Kosik, mieszkaniec ulicy Gościnnej i autor książki „Oruński Antykwariat”.
Ten ostatni, były radny Gdańska, znany jest z krytycznego stosunku do władz miasta. W wielu wypowiedziach atakuje on urzędników za, jego zdaniem, brak jakiekolwiek pomysłu na rozwój Oruni. Ostre komentarze pojawiły się także dzisiaj.
- Zrujnowany po wojnie Gdańsk był odbudowywany rękami oruniaków. I co dostali w zamian tutejsi mieszkańcy? Mamy 70 lat po wojnie, a tu nadal stoją stare budy, nieremontowane kamienice, nie ma planu zagospodarowania dla tej dzielnicy i nie ma właściwie nowych inwestycji – mówił zebranym Kosik.
I na tym nie poprzestawał.
- Generał de Gaulle powinien mieć pomnik na Oruni. Dlaczego? Kiedy ten ważny polityk francuski jeszcze za komuny złożył wizytę w Gdańsku, przejeżdzał także przez Orunię, przez Trakt św. Wojciecha. Ówczesne władze wypuściły ekipy z opryskiwaczami i nagle oruńskie elewacje wypiękniały. Niestety, po pierwszym deszczu wszystko zostało spłukane, a Oruni wróciła do szarej rzeczywistości – komentował mieszkaniec Gościnnej.
Dzisiejsza wycieczka to jednak przede wszystkim opowieści o historii Oruni. Zebrani mogli usłyszeć między innymi o dawnym Domu Kata na Gościnnej (okolicy Szkoły Muzycznej, gdzie komunistyczna władza miała przesłuchiwać swoich więźniów), tamtejszej zabytkowej kuźni, restauracji Swoboda, czy o przeszłych właścicielach pięknego budynku poczty oruńskiej.
Te i inne opowieści obudziły wspomnienia oruniaków. – Tak się cieszę, że taka wycieczka została zorganizowana. Nasza oruńska Starówka jest naprawdę piękna, Park też nie ma się czego wstydzić – mówiła nam Irena Wałdoch, mieszkanka Oruni od 1945 roku. – Dawniejsza Orunia to było coś. Wie Pan, że ja w latach 50 i 60-tych nie zamykałam drzwi na klucz od mojego domu? Właściwie nikt tego nie robił. Tak było bezpiecznie i spokojnie – opowiadała pani Irena.
Jak mówią przedstawiciele IKO, podobne wycieczki mają być organizowane na Oruni także w przyszłości. – Szukamy środków na organizacje tego typu imprez. Władze Gdańska muszą nam w tym pomóc, bo to naprawdę słuszna sprawa – przekonuje Kubicki.
Galeria artykułu