Zacznijmy od banału: punkt widzenia zależy od punkty siedzenia, prawda? Jeżeli więc niektórzy oruniacy myślą, że ich dzielnica potrafi być niebezpieczna, cóż... Z perspektywy gości z Republiki Południowej Afryki, czy Stanów Zjednoczonych wygląda to zupełnie inaczej.
Warto dodać, że wizyta gości ze świata na Oruni to również następstwo projektu Quo Vadis, Gdańsku. To właśnie w tym projekcie szeroko dyskutowana jest także strategia dla Oruni. Świeże spojrzenie na ten problem mogą zapewnić właśnie goście z zagranicy.
- Pierwsze wrażenie na temat Oruni? Tak, są tu domy, które wydają się nieco zaniedbane, ale okolica ma naprawdę piękne miejsca. I jest spokojnie i bezpiecznie – dzielą się ze mną spostrzeżeniami urbaniści z Durbanu, miasta z Republiki Południowej Afryki. - Rozumiem, że niektórzy ludzie, którzy tu mieszkają mogą patrzeć na Orunię jak na niebezpieczne miejsce. Ja patrzę inaczej: w naszym mieście, ale też w Johannesburgu są dzielnice, gdzie mój mąż nie puściłby mnie samej na spacer. I nie mówię o spacerze w nocy, a o spacerze po popołudniu – dodaje jedna z urbanistek.
Wyjątkowe miejsca na Oruni? Oczywiście Park Oruński i kanał Raduni. - Na pierwszy rzut oka nie widać, że Orunia ma aż tak duże problemy. Dlaczego nie widać? Bo parki, place zabaw są pełne ludzi. To jest wielki potencjał. W RPA jest często inaczej, grodzimy się od sąsiadów. Jest nawet u nas takie powiedzenie: jeżeli na przystanku stoją trzy osoby, to jest to tak rzadki widok, że z pewnością zaraz ktoś zostanie aresztowany - słyszę od ekspertów z RPA.
Rozmawiam również z amerykańskim profesorem, który do Gdańska i na Orunię wraz ze swoimi studentami przyjechał aż z Nowego Orleanu. To miasto, które w 2005 roku nawiedził huragan Katrina. W rezultacie w kilku miejscach zostały przerwane wały przeciwpowodziowe przy rzece Missisipi – woda rozlała się do miasta i zalała aż 80 procent jego powierzchni. Straty liczono w miliardach dolarów.
Na oczywiście dużo mniejszą skalę (dla oruniaków było to jednak wydarzenie traumatyczne), Orunia też przeżyła powódź. W 2001 roku woda, która wydostała się z przerwanego wału Kanału Raduni zniszczyła spore fragmenty tej właśnie dzielnicy.
- W Nowym Orleanie coraz lepiej władze zaczynają zagospodarowywać tereny powodziowe. Buduje się zabezpieczenia przeciwpowodziowe, ale też w okolicy powstają parki, promenady i miejsca, upamiętniające to co wydarzyło się w 2005 roku. Ważne jest, by te obszary właśnie w taki sposób „wciągnąć” do miasta – mówi amerykański profesor.
Amerykanie zupełnie inaczej patrzą też na opuszczone i niewyremontowane budynki na Oruni. - Nie można tego zupełnie porównywać do Nowego Orleanu. Są u nas całe fragmenty dzielnic, które składają się z opuszczonych i zniszczonych budynków. Na Oruni takich sytuacji nie widziałem. To co jest zaskakujące: w niewielkim promieniu mamy tutaj zniszczone budynki, ale też ładne zadbane domy.
Zagraniczni wykładowcy mają na temat Oruni swoje przemyślenia. Z kolei studenci przygotowują konkretne wizje rozwoju Oruni.
Przez ostatni tydzień studenci z Polski i z zagranicy opracowywali koncepcje... rynków na Oruni. I nie chodzi tylko o miejsca handlowe, ale również o miejsca, gdzie mogłoby się koncentrować życie w dzielnicy. Jakie miejsca na Oruni wybrali studenci? Jak powinien taki rynek na Oruni wyglądać?
O tym dowiecie się już w najbliższy piątek. O godzinie 14 w Gościnnej Przystani wystartują pierwsze prezentacje studentów.