Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia. Szczegóły znajdziesz w Regulaminie.

Rozumiem

Piątek, 29/03/2024

Portal dzielnic: Orunia Dolna, Orunia Górna, Lipce, Św. Wojciech, Olszynka, Ujeścisko

menu menu menu menu menu

REKLAMA

Historia: Szacunek do kowala wciąż żywy

MojaOrunia.pl » Historia » ...

 1 dodane: 18:06, 21/12/11

tagi:

Jak kiedyś wyglądała robota kowala przy ulicy Gościnnej? Jaką osobą był słynny pan Bruski? Ile przed wojną było kuźni na Oruni? Jakich narzędzi używają współcześni mistrzowie? Na wszystkie te pytania i wiele innych odpowiadają nasi rozmówcy – mieszkańcy dzielnicy, historycy i ludzie, którym w ich pracy nie obce są paleniska i kowadła.

Historia: Szacunek do kowala wciąż żywy
Historia: Szacunek do kowala wciąż żywy
Fot. p.olejarczyk

Fotografia 1 z 1

Bardzo wiele wspomnień na temat kuźni przy ulicy Gościnnej i pracującego w niej kowala mają państwo Helena i Stanisław Peek, którzy na Orunię sprowadzili się w 1948 roku. Początkowo moi rozmówcy mieszkali w budynku obok kuźni (został on wyburzony wiele lat temu). Ich sąsiadem był kowal. Jego warsztat pracował od godziny siódmej rano, do czwartej po południu. Ale jak było wiele pracy, zdarzało się, że dźwięki młotów rozchodziły się tutaj nawet do godziny dziesiątej wieczór.

- Wykuwano też wozy konne. Do dziś pamiętam jak przygrzewano obręcze. Rozpalano je do czerwoności, sypano morskim piaskiem i dwóch chłopa później waliło w to młotem. Panie, to było mocniejsze niż spawane. Taka metoda nazywała się „szwajcowaniem” – opisuje pan Stanisław.

Kowal o nazwisku Bruski, zdaniem państwa Peek, miał zawsze uczniów, chętnych do przyuczenia się zawodu. Nie narzekał też na brak pracy.
- Czasem jednego dnia kilkanaście koni było tu podkuwanych. Zwierzęta stały pod daszkiem, a jak nie było miejsca to i pod oknami kuźni – wspominają.

W kuźni na środku stało kowadło. Były też miechy kowalskie, palenisko z cegły i wielka dmuchawa.
- Czasem po pracy pomagałem mu w nią dmuchać. Palenisko musiało być rozgrzane do czerwoności niemal cały czas – uśmiecha się pan Stanisław.

- Nasz synek czasem pomagał kowalowi. Robił dla niego otwory w podkowach – przypomina sobie pani Helena.

Po wojnie było trzech kowali na Oruni. Jeden to opisywany tu pan Bruski z ulicy Gościnnej, dwóch kolejnych miało swe warsztaty w innych punktach dzielnicy – nieopodal Świńskiego Rynku (obecnie w pobliżu swą siedzibę ma tam Biuro Obsługi Mieszkań) i na Nowinach. Profesor Jerzy Samp, autor wielu książek o historii Oruni, wspomina, że przed drugą wojną światową, kuźni było w tej okolicy jeszcze więcej.

- Na pewno jedna funkcjonowała na Placu Oruńskim, nieopodal dzisiejszego warsztatu samochodowego. Bardzo prawdopodobne jest, że kolejna kuźnia znajdowała się gdzieś na ulicy Żuławskiej – mówi.

Profesor znał wszystkich powojennych, oruńskich kowali.
- Ten zawód ma w sobie jakiś mir, kowal jak coś powiedział, to ludzie go słuchali. Na pewno postura grała tu pewną rolę – uśmiecha się. - Pamiętam, że kowale na naszej dzielnicy to byli potężni, silni mężczyźni. Najmniej okrągły z nich był właśnie pan Bruski. Ale też miał wielką krzepę – wspomina Samp.

Nie jest wykluczone, jak mówi profesor, że Bruski swą pracą upiększył ławki w kościele przy ulicy Gościnnej. Historyk przypomina, że po wojnie kowale mieli wielki udział w odbudowie Gdańska. Ich dzieła trafiały do świątyń, parków, zdobiły ulice.

Ale kuźnia przy ulicy Gościnnej funkcjonowała także przed wojną. Brat profesora Sampa poznał Niemca, który przed wojną mieszkał na Placu Oruńskim. Ten ostatni wspomina, że jako dziecko bardzo często przebywał w okolicy kuźni przy ulicy Gościnnej. Pamiętał też przedwojennego kowala.

- Bardzo prawdopodobne jest, że pamiętał i znał go także pan Bruski. Po wojnie był on kontynuatorem pracy swojego poprzednika – dopowiada profesor.

I cofa się w swojej opowieści kilka wieków dalej.
- Należy pamiętać, że na miejscu obecnej kuźni, wybudowanej jak podają różne źródła na początku XIX wieku, stała wcześniej inna kuźnia. Nie wiemy niestety, jak dokładnie się ona prezentowała. Ale ulica Gościnna to było centrum bogatej wsi, z kościołem, ratuszem, cmentarzem. Nie mogło zabraknąć również kowala. To był kiedyś bardzo ważny zawód – tłumaczy Samp.

Wszyscy nasi rozmówcy wypowiadają się na temat pana Bruskiego bardzo pozytywnie.
- To był wspaniały człowiek. Zawsze uczynny, pomagał wielu ludziom. Był bardzo dobry dla mnie i dla mojej matki. Naprawdę słów mi brakuje, aby opisać jak dobra to była postać. Dziś takich ludzi już nie ma – komentuje Beata Sawicka, która po wojnie mieszkała w budynku obok kuźni i przyjaźniła się z córką kowala, Marią Bruską.

- Wielka fachura w rękach. Wspaniały podkuwacz koni – z uznaniem kiwa głową pan Stanisław.
- To był bardzo otwarty człowiek – dodaje profesor Samp.

Do kowala z Gościnnej ludzie przychodzili z różnymi sprawami. Bruski nie tylko kuł im konie, ale reperował garnki, naprawiał ogrodzenia. Jak wspominają go mieszkańcy, był „człowiekiem od wszystkiego”.
- Robił pługi, brony, wszystko co się dało. Później, jak koni było już mniej, to zajmował się wozami. Sam robił do nich felgi, pierścienie – opowiada Peek.

Co ciekawe, po drugiej stronie ulicy Gościnnej, na miejscu dzisiejszego skwerku, po wojnie otworzył się tutaj także inny zakład.
- Sienkiewicz się nazywał, przyjechał z Wilna. Początkowo naprawiał rowery, ale jak jego syn podrósł, to otworzył warsztat samochodowy – wspomina pan Stanisław.

W połowie lat 50-tych kowal przeprowadził się na Przymorze. Do kuźni przy ulicy Gościnnej przenieśli się państwo Peek.
Jest jednak nadzieja, że w miejscu tym znów usłyszymy dźwięki bijących o kowadła młotów i zobaczymy skwierczące paleniska.
- Kowal właściwie robi to samo co kiedyś. Teraz jest po prostu szersza specjalizacja – mówi Remigiusz Bystrek, kowal, który w przyszłości ma otworzyć niewielki warsztat właśnie na Gościnnej. Tu będą urządzane pokazy, prelekcje, a nawet, jeżeli uda się pozyskać sponsorów, zloty kowali.

- Pracuję w tradycyjnej kuźni, w tym zawodzie aż tak wiele się nie zmieniło. Mam na przykład młot z 56 roku, który doskonale sprawdza się do tej pory – mówi Bystrek.

- Czego jeszcze używam? Jest oczywiście palenisko, kowadło, stara prasa wahadłowa. Jest i zabytkowa gilotyna, którą udało mi się uratować ze złomowca. Dla mnie ma ona również wartość historyczną, przecież to właśnie na niej kiedyś nasi dziadkowie cięli blachę w kuźniach – dopowiada.

Ale współcześni kowale mają do swojej dyspozycji urządzenia, o których pan Bruski mógłby tylko pomarzyć.
- Młot sprężarkowy o uderzeniu 100 kilogramów na centymetr kwadratowy. Jak spanie na rękę to obetnie, nie ma innej możliwości. Trzeba bardzo uważać – przestrzega Bystrek.

Kowale mają więc obecnie większe możliwości, ale…
- Teraz mało kto chce zostać kowalem. To znaczy chętnych nie brakuje, sam miałem już chyba ze sto uczniów. Ale nikt nie skończył u mnie nauki. Z reguły jest tak, że zapał trwa bardzo krótko. Ludzie myślą, że tego zawodu można nauczyć się w tydzień. Tak łatwo to jednak nie ma – uśmiecha się Bystrek.
Powyższy tekst prasowy zrealizowany został w ramach projektu "CO Z TĄ KUŹNIĄ" finansowanego przez Gminę Miasta Gdańska.

Galeria artykułu

Historia: Szacunek do kowala wciąż żywy

Historia:...

+ Dodaj komentarz (-) Anuluj

Komentarze (2)

Uwaga! Jeśli chcesz aby przy komentarzu pojawiła się nazwa użytkownika musisz być zalogowany. Jeśli nie masz jeszcze konta - zarejestruj się.

Proszę odczytaj kod potwierdzający z obrazka i wpisz w pole poniżej. Wielkość liter nie ma znaczenia. Jeśli masz problem z odczytaniem kodu, wczytaj nny obrazek

awatar

gosc

94.78.191.*

21:54, 22/12/11

Nam z roczników 60+ pan Bruski kojarzy się głownie z metalowym ogrodzeniem cmentarza przy ul. Gościnnej. To on ciągle łatał i naprawiał wszystkie wejścia na ten teren, aby uniemoąliwić nam, ówczesnym uczniom ...wiecej

zgloś naruszenie
awatar

gosc

94.78.191.*

22:08, 21/12/11

"Po wojnie było trzech kowali na Oruni. Jeden to opisywany tu pan Bruski z ulicy Gościnnej, dwóch kolejnych miało swe warsztaty w innych punktach dzielnicy – nieopodal Świńskiego Rynku (obecnie w pobliżu swą ...wiecej

zgloś naruszenie

REKLAMA

REKLAMA