Potencjalni prezydenci mówią o Oruni

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-10-29 14:02:00

O fotel prezydenta Gdańska ubiega się siedmiu kandydatów. Dziś prezentujemy krótkie wywiady z trzema z nich.

Po tym jak poniedziałkowa debata dobiegła końca, udało nam się zadać kilka pytań trzem, obecnym tam kandydatom na prezydenta Gdańska. W następnym tygodniu opublikujemy wywiady z pozostałymi politykami, ubiegającymi się o fotel najważniejszego urzędnika w mieście.

Kandydaci na urząd Prezydenta Miasta Gdańska

1. Adamowicz Dariusz (l. 49)
2. Adamowicz Paweł Bogdan (l. 45)
3. Andruszkiewicz Krzysztof Włodzimierz (l. 43)
4. Cora Stanisław Wincenty (l. 62)
5. Gosz Zofia (l. 69)
6. Jaworski Andrzej (l. 39)
7. Podjacki Wojciech Eugeniusz (l. 40)

Paweł Adamowicz, obecny prezydent Gdańska, reprezentant Platformy Obywatelskiej

Panie prezydencie, podczas dzisiejszej debaty powiedział Pan, że rewitalizowany jest Park Oruński, a TBS” Motława” już niedługo zacznie budować mieszkania na Oruni. Jednak według informacji urzędników, z powodów finansowych żadna z tych inwestycji, w najbliższym czasie się nie rozpocznie. Czemu podaje Pan przykłady oruńskich inwestycji, które nie mają odniesienia do rzeczywistości?
W przypadku rewitalizacji Parku Oruńskiego mówimy o perspektywie całej kadencji. Jeżeli nawet inwestycja ta nie rozpocznie się w 2011 roku, to przecież są jeszcze lata 2012-14. Co do TBS-ów, to cały czas mnie zapewniano, że na Oruni taka budowa będzie miała miejsce. Jeszcze w tym tygodniu będę miał w tej sprawie walne zgromadzenie. I będę musiał zweryfikować, czy Pana informacje są najświeższe.

Panie prezydencie, jaki jest Pana pomysł na rewitalizację Oruni. Kiedy, jak i kto ma ją przeprowadzić?

Wsparcie miasta musi iść równolegle z oddolnymi inicjatywami mieszkańców Oruni i pracującymi tam organizacjami. W ten sposób zmienia się wizerunek dzielnicy. I na Oruni to już się dzieje. Być może faktycznie powinno tu być więcej działań ze strony miasta. Bardzo ważną kwestią jest sprawa edukacji. Trzeba zadbać, aby przy każdej szkole funkcjonowało boisko. Należy poprawić standard usług edukacyjnych, bo to będzie dla rodziców argument „za dzielnicą”.

Po trzecie, tam gdzie są tereny możliwe do zabudowy mieszkaniowej i miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego pozwala na takie działania, powinno dopuszczać się deweloperów.

Mi bardzo zależy na tym, aby rozpoczęta została rewitalizacja zabytkowej kuźni (położonej przy ulicy Gościnnej – przyp. red.). Są już pieniądze na ten cel i osobiście dopilnuję tej inwestycji. To jest bardzo ważna sprawa dla całej dzielnicy. Orunia musi „odbić się” przez pewnego rodzaju symbolikę. Rewitalizacja kuźni to będzie doskonały ku temu początek.

Często słyszymy taki argument: „Po co mieszkańcom Gdańska monumentalne inwestycje typu Europejskie Centrum Solidarności i Teatr Szekspirowski, kiedy miasto nie ma pieniędzy np. na remonty ulic i dróg”. Albo na rewitalizację Parku Oruńskiego, gdzie za pieniądze potrzebne na budowę ECS można by sfinansować takich rewitalizacji kilkanaście...
Oczywiście takie argumenty mogą się pojawiać. Ale warto pamiętać, że nasze miasto postrzegane jest w Polsce i Europie przez określone symbole i treści. Może być taka sytuacja, jak w miastach byłego NRD – są tam proste chodniki, wyremontowane drogi, odnowione fasady domów, ale jest jeden problem. Nikt tam nie chce mieszkać. Nikt tam nie chce inwestować. A więc pytanie brzmi, jak utrzymać atrakcyjność Gdańska, jego silną markę w kraju i zagranicą, a równocześnie zmieniać same miasto? Czy Pan myśli, że w Łodzi nie ma bardziej zaniedbanych dzielnic? Czy we Wrocławiu nie ma takich dzielnic? Oczywiście, że są. W Gdańsku rewitalizowana powinna być nie jedna dzielnica, a wiele terenów. Trzeba by mieć fundusze takie jak 10 ECS, a może i więcej, aby wszystko zostało zrewitalizowane.


Andrzej Jaworski, poseł Prawa i Sprawiedliwości

Panie pośle, jaki jest Pana pomysł na rewitalizację Oruni. Kiedy, jak i kto ma ją przeprowadzić?
Kwestie „zapomnianych” dzielnic Gdańska zacząłem już badać cztery lata temu. Niejako do takich przemyśleń „zapłodniły” mnie wykłady i badania profesora Januszajtisa. Kiedy zacząłem współpracować z krajami Dalekiego Wschodu, zwłaszcza z Singapurem, spotkałem się tam z dużym zainteresowaniem Polską. Nasz kraj jest postrzegany jako miejsce, gdzie opłaca się inwestować.

Inwestorzy z Dalekiego Wschodu przyjadą na Orunię?

Dokładnie tak. To nie jest nic wyjątkowego. Proszę zwrócić uwagę na miasta w Europie Zachodniej – wszystkie porty angielskie, wiele duńskich, szwedzkich to są miejsca, które obecnie tętnią życiem. W przeszłości sytuacja wyglądała tam zupełnie inaczej. Rewitalizacja terenów nadmorskich jest w biznesie szeroko znana, to nie jest nic nowego.

To może jest to bardziej nadzieja dla takich „morskich” dzielnic, jak Nowy Port czy Brzeźno?
Dla Oruni także! Jeśli przejdziemy się po tej dzielnicy, zobaczmy, że zostało tam jeszcze wiele budynków, swoistych perełek, które są niewykorzystane i straszą swoim wyglądem. Jednak nie ma czegoś takiego, że można znaleźć przedsiębiorcę, który wybierze sobie jeden taki budynek, tam zainwestuje i nagle dzielnica zacznie się zmieniać. To nie tak działa. Aby można było mówić o kompleksowej rewitalizacji większego terenu, musi być konsorcjum. W Polsce przykładem tego typu działań było odbudowanie starówki w Elblągu, a także całkowita zmiana wyglądu Mikołajek. I to jest realne. Trzeba znaleźć tylko inwestorów. A jak mówiłem wcześniej, inwestorzy by się znaleźli.

A więc rewitalizacja, bez oglądania się na środki unijne?

W tej całej układance środki unijne byłyby nam potrzebne głównie do zabezpieczenia projektu, związanego z przeciwdziałaniem wykluczeniu społecznemu i finansowemu. Te pieniądze, po tym jak część mieszkańców dzielnicy wyprowadzi się do nowych lokali, można by przeznaczyć później na różne, aktywizujące ludzi szkolenia i kursy. W ten sposób osoby mogłyby znaleźć dobrą pracę i spokojnie funkcjonować w nowym otoczeniu.

Panie pośle, jaka przeprowadzka?
Najpierw konsultujemy z mieszkańcami, czy godzą się na przeprowadzenie wielkiej przebudowy ich dzielnicy. Na zasadzie: są konkretni inwestorzy, którzy są zainteresowani całym kwartałem, nie poszczególnym fragmentem dzielnicy. Dla części mieszkańców będzie oznaczać to przeprowadzkę. Ale uwaga, nie do żadnych gett, nie do obskurnych bloków. A do nowych, w pełni wyposażonych budynków.

Panie pośle, taka rewitalizacja to raczej całkowita przebudowa dzielnicy?

Dokładnie tak. Trzeba skończyć z postrzeganiem tych dzielnic, jak jakiś problem, jak jakieś getto. Gdzie ludzi traktuje się jak mieszkańców drugiej kategorii. Takie projekty partnerstwa prywatno-publicznego z powodzeniem sprawdzają się w Europie. A także w krajach azjatyckich, gdzie bieda i problemy społeczne były dużo większe niż u nas w Polsce.

Panie pośle, dlaczego kampania gdańskiej opozycji, w tym i oczywiście Pana, zamiast trwać całą kadencję, rozpoczyna się na miesiąc, dwa przed wyborami?
Nie jest problemem prowadzenie długofalowej kampanii wyborczej. My choćby robilibyśmy konferencję prasową co tydzień, to i tak nie jesteśmy w stanie przebić się z tym do opinii publicznej. Z tej prostej przyczyny, że media po pewnym czasie przestają się interesować problemami, wywołanymi po raz któryś z kolei.  My staraliśmy się cały czas pokazywać, że jest możliwość innej drogi, że niemal wszystko można było w Gdańsku zrobić lepiej i taniej.

Krzysztof Andruszkiewicz, wicedyrektor Teatru Miniatura, reprezentant Sojuszu Lewicy Demokratycznej

Jaki jest Pana pomysł na rewitalizację Oruni. Kiedy, jak i kto ma ją przeprowadzić?
Niestety wpadliśmy w Gdańsku w spiralę inwestycji, za którą będziemy płacić jeszcze przez długi okres. Teraz już trudno zaniechać inwestycji, które zostały rozpoczęte, lub są na ukończeniu. Stąd środki w budżecie na rewitalizację Oruni i kilku innych dzielnic są poważnie ograniczone.

A więc jaki jest Pana pomysł?

Przede wszystkim trzeba spojrzeć na plan inwestycyjny Gdańska i zastanowić się, z których inwestycji można zrezygnować, a które można zrobić taniej. Takie szukanie pieniędzy w budżecie jest niezbędne. Po drugie, należy zrobić wszystko, aby ułatwić firmom inwestowanie w Gdańsku. Nie może być tak jak teraz, że firmy uciekają z miasta. Trzeba w większym stopniu oprzeć się również na partnerstwie publiczno-prywatnym. I być może pomyśleć o tym, że miasto ma również dawać więcej możliwości zatrudniania gdańszczan. Na przykład poprzez roboty interwencyjne. Te wszystkie działania mogą przynieść dodatkowe wpływy do budżetu i wtedy rewitalizacja wybranych dzielnic może stać się faktem. Ale ona musi być również prowadzona w określony sposób.

To znaczy jaki?
To powinna być kompleksowa rewitalizacja dzielnicy. Nie tylko odnawianie fasad, a zadbanie również o proste chodniki i nowe place zabaw. Wszystko musi być przemyślane. Obecnie jakoś tego pomysłu nie widzę. Inwestycje niby są, ale tu coś się rozkopie, tam coś pozmienia, jakoś tak wszystko to bez głowy jest robione.

A mógłby Pan podać jakieś konkrety?
Ja mieszkam we Wrzeszczu i niedaleko siebie obserwuję parczek nad Strzyżą, który został jakiś czas temu pomiędzy ulicami Waryńskiego i Aldony został zrekultywowany. I teraz ten zieleniec znowu straszy swym wyglądem. Nikt o niego nie dba, nikt niczego tu nie naprawia. To, co miało być ładne i mogłoby być wizytówką dzielnicy, za chwilę staje się zwykłym straszydłem. To nie jest dobra polityka miasta.

Dlaczego kampania gdańskiej opozycji, w tym i oczywiście Pana, zamiast trwać całą kadencję, rozpoczyna się na miesiąc, dwa przed wyborami?
Ubolewam nad tym. Niestety w poprzednich wyborach samorządowych, ordynacja wyborcza nie pozwoliła nam na umieszczenie chociażby jednego człowieka lewicy w radzie miasta. W takiej sytuacji, nie mając radnych, nie mając dostępu do mediów, bardzo trudno przebić się do opinii publicznej. Pomagają spotkania z wyborcami. Wielu mieszkańców Gdańska słysząc nas program reaguje na zasadzie „Przecież ja myślę tak samo, czemu o Was nie słyszałem?”. No właśnie dojście do opinii publicznej jest problemem.