To trochę taka "syzyfowa praca"

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-01-28 16:17:00

Dwa dni temu napisaliśmy o miejskich planach „doraźnego łatania” Traktu Św. Wojciecha. Dziś zobaczyliśmy, jak będzie to wyglądać w praktyce. „Ulica jest bardzo zniszczona” – przyznają pracujący tutaj robotnicy.

Nawierzchnię Traktu naprawia podwykonawca gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. Jedna z ekip „łata” dziś dziury na pasie w kierunku Gdańska. Robotnicy zaczynają pracę od wysokości Św. Wojciecha. Samochód ekipy wolno posuwa się naprzód. Kierowca i załoga wypatrują dziur na jezdni. Ta część ich pracy nie jest zbyt wyczerpująca. Na wielu odcinkach tej 8-kilometrowej drogi krajowej, jednej z głównych arterii w mieście, dużo trudniej bowiem znaleźć miejsca, gdzie dziur nie ma.

Nic więc dziwnego, że auto co chwilę notuje przynajmniej kilkunastominutowy postój. W tym czasie robotnicy chwytają za taczki, łopaty i miotły. Ruszają do pracy. W przypadku, gdy na swojej drodze napotykają niewielką wyrwę, leją do jej wnętrza gorącą masę bitumiczną. Wszystko przysypują piaskiem. Jeszcze kilka ruchów miotłą i fragment jezdni wygląda jak...prawie nowy. Z naciskiem na prawie – jak w jednej z reklam.
- To i tak jest tylko prowizorka. To znaczy w miejscach, gdzie takich łat jest obok siebie sporo, będziemy zrywać całą nawierzchnię i kłaść ją na nowo – tłumaczy mi dzisiaj jeden z robotników.

Nikt z ekipy nie chce podać imienia i nazwiska.
- Panie, byliśmy już obsmarowani przez „Fakt”. Teraz jesteśmy ostrożni – wyjaśniają.

Efekt takiej „dłuższej pracy” oglądam na jezdni, na wysokości ZATOKI. Charakterystyczny, odlany w ulicy prostokąt odznacza się na tle popękanej nawierzchni. Obok zalewane są mniejsze wyrwy. Jutro mają znaleźć się tutaj kolejne „prostokąty”.
- Ten kilkuset metrowy odcinek Traktu od Zatoki w kierunku Pruszcza jest najgorszy. Mamy tutaj najwięcej pracy. Dziura przy dziurze – komentują podwykonawcy ZDiZ-u.

Robotnicy muszą też zwracać uwagę na temperaturę. Masę bitumiczną, której używają do zalepiania dziur, można rozlewać w temperaturze nie mniejszej niż kilka stopni poniżej zera.

Jak z perspektywy „drogowców” wygląda stan nawierzchni ulic w Gdańsku?
- Tak samo jak w zeszłym roku. Mamy co robić. Teraz jeździmy po Trakcie, ale kto wie, gdzie nas przeniosą za kilka dni. Takich ekip jak nasza jest sporo w całym mieście – komentuje jeden z nich.
- To jest trochę taka „syzyfowa praca”. Takich postojów jak ten mamy codziennie mnóstwo. Kto by je wszystkie liczył – wzrusza ramionami jego kolega.

Koszt naprawy nawierzchni (bez gruntownej wymiany podbudowy drogi) metra kwadratowego ulicy waha się w granicach 300-400 złotych.