Szymanel i ksiądz Słomiński. Duet, który zmienia oruński Salos

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2017-11-29 16:03:00

- To nie jest tak, że przychodzę na zajęcia z dziećmi, rzucam im tylko piłkę, i mówię: „grajcie”. Wprowadzaliśmy profesjonalny program szkoleniowo-wychowawczy, a pomagają mi tutaj również i rodzice – opowiada nam Krzysztof Szymanel, obecny prezes Salosu, który mówi też o przyszłych zmianach. Wiceprezes Salosu, proboszcz parafii kościoła przy Gościnnej podkreśla: - Priorytetem jest tutaj praca wychowawcza z młodzieżą.

Krzysztof Szymanel ma 31 lat i od kilku miesięcy jest prezesem oruńskiego Salosu. To także oruniak, który w tej części Gdańska mieszka całe życie. Wyjątkiem była kilkuletnia przerwa, kiedy wyjechał zarabiać do Anglii.

"Jestem Szymanel, syn starego Szymanela". Historia znów zatoczyła koło

Na brak pracy tam nie narzekał. Miał swoją firmę kateringową, ale był też animatorem sportu dla lokalnej Polonii. Prowadził przykościelny klub piłkarski. - Dobrze mi się tam powodziło, ale pamiętam, jak matka mnie kiedyś zapytała: „Krzysiu, tu się pięknie rozwijasz, tu masz przyszłość, ale czy naprawdę chcesz to robić w Anglii?”. Nie chciałem, ciągnęło mnie do Polski. Wróciłem na Orunię. I jestem szczęśliwym człowiekiem, bo tu pracuję, tu pomagam innym, tu wykorzystuję swoje doświadczenie.

W naszej rozmowie uczestniczy też wiceprezes Salosu, którym jest proboszcz parafii na Gościnnej. - Ja czasami muszę go powstrzymywać, bo on ma tysiące pomysłów na minutę – mówi ks. Mariusz Słomiński, wskazując na prezesa Salosu. - Ale to dobry człowiek, który w swojej pracy poświęca się całkowicie – dopowiada duchowny.

I przywołuje historię, pokazującą, w jaki sposób obaj panowie się poznali. - Zapukał kiedyś do mnie facet wieczorem. Otwieram. Myślę sobie, co to jakiś bezdomny po kanapkę przyszedł? A on mówi do mnie: „Jestem!”. Ale co jesteś? - się pytam. Odpowiada: „Ja jestem Szymanel, syn starego Szymanela”. Jak to usłyszałem, od razu kazałem mu wejść do środka.

Salos borykał się z problemami, nowy prezes wprowadził kilka zmian

 

Nowy prezes nie zasypuje gruszek w popiele. Od kilku miesięcy oruńska organizacja zmienia się w szybkim tempie. To ważne również o tyle, że w ostatnich latach Salos zmagał się z szeregiem problemów. Kłopotów przysparzały kwestie finansowe, ale również i afera, gdzie jeden z prezesów organizacji zdefraudował dziesiątki tysięcy złotych. - Jesteśmy w kontakcie z tym człowiekiem, który regularnie spłaca dłużników Salosu – słyszę od swoich rozmówców.

Najważniejszą zmianą dla wielu jest fakt, iż Salos nie prowadzi już amatorskiej ligi dla dorosłych. - Tym zajmuje się organizacja „Obudź Nadzieję”, którą prowadzi nasz człowiek, oruniak – mówi ks. Słomiński.

Salos stawia na pracę z dziećmi i ich wychowanie

Obecnie widać jasno i wyraźnie: Salos stawia przede wszystkim na pracę z dziećmi. Ostatnie miesiące to liczne turnieje, mnóstwo treningów i ponad 50 oficjalnie zarejestrowanych w Salosie zawodników w wieku od siedmiu do kilkunastu lat. Jest też i grupa kilkunastu dziewcząt, która ma osobne treningi piłkarskie. - Dziewczyny są czasami bardziej zawzięte od chłopaków – śmieją się moi rozmówcy.

Młodzi zawodnicy Salosu (w większości oruniacy) grają na dwóch boiskach – na Uboczu i na Smoleńskiej. Są cztery grupy treningowe, i na każdą z nich przypada trener.

Jeżeli jednak ktoś myśli, że cała praca działaczy Salosu polega na rzuceniu piłki dzieciakom, jest w dużym błędzie. Zarówno Szymanel jak i ks. Słomiński podkreślają na każdym kroku: Salos ma przede wszystkim wychowywać.

Regulamin mówi jasno: przeklinasz, źle się zachowujesz, to możesz zapomnieć o grze w Salosie

- Salos to nie jest zwykły klub sportowy. To nie o to tutaj chodzi. Kierujemy się zasadami św. Jana Bosko, naszego patrona. On wskazywał na cztery ważne zasady w wychowaniu młodego człowieka. Po pierwsze, dom, który daje bezpieczeństwo. Po drugie, szkoła, która uczyła charakteru. Po trzecie, właśnie boisko, niezwykle ważne miejsce. I czwarta kwestia to Kościół – tłumaczy ks. Słomiński, podkreślając, że wychowankiem Salosu mogą być też osoby innej wiary.

Szymanel dopowiada: - Zależało mi na wprowadzeniu profesjonalnego programu szkoleniowo-wychowawczego, a pomagają mi tutaj również i rodzice. Każdy zawodnik musi trzymać się regulaminu, nie może przeklinać, w szkole musi zachowywać się odpowiednio, nie może opuszczać lekcji. I my sprawdzamy, czy tak rzeczywiście jest.

- Raz w miesiącu spotykam się z wychowawcą konkretnego zawodnika, i od niego dostaję informację, jakie ten chłopak ma zachowanie w szkole, odpowiednie, czy nieodpowiednie. Jeżeli to drugie, to taki delikwent dostaje czasowy zakaz uczestniczenia w treningach i turniejach – wyjaśnia prezes Salosu.

Ks Słomiński: kościół nie może być pustynią, nie może być wyspą

To oczywiście może rodzić czasem problemy, ale by przeciwdziałać spornym sytuacjom, Szymanel postanowił, że wciągnie do Salosu także i rodziców. I stworzy coś na zasadzie rady rodziców, a decyzje wobec zawodników (także i te niepopularne decyzje) będą właśnie dyskutowane na wspólnym forum.

Moi rozmówcy zapewniają też, że nie chodzi tutaj tylko o karanie niesfornych zawodników. - Jeżeli są duże problemy, dziecko zawsze może od nas uzyskać wsparcie w oratorium na Gościnnej. Może np. w dodatkowych lekcjach – wyjaśnia ksiądz.

Duchowny nie ukrywa, że zależy mu, aby „kościół nie był pustynią i wyspą, a miejscem, które współdziała w środowisku lokalnym, pomaga w rozwiązywaniu problemów, wspiera dzieci i ich rodziców”. Słomiński to człowiek, który proboszczem parafii na Gościnnej został w 2016 roku, ale z Orunią czuje się związany całe życie. Bo właśnie w tej dzielnicy się wychował. Mieszkał na ulicy Szafirowej, chodził do „dziewiątki”, i do siódmego liceum na Oruni.

Co jeszcze się zmieni w Salosie? Mowa o przedszkolakach, szkółce pływackiej i lidze wojewódzkiej

Prezes i wiceprezes Salosu opowiadają mi także o przyszłych planach. - Moim celem jest, aby zawodnicy Salosu grali w lidze wojewódzkiej. Być może uda się to już na jesieni 2018 roku. Wiadomo, że potrzeba do tego i pieniędzy. Bo tu mówimy o wyjazdach, kolejnych trenerach. To kosztuje – mówi Szymanel.

W Salosie każdy zawodnik zobowiązany jest do uiszczenia miesięcznej składki w wysokości 20 zł. Jeżeli rodzina jest w wyjątkowo trudnej sytuacji, może starać się u władz Salosu o anulowanie składek. Rodzina każdego z zawodników musi za to opłacić roczne ubezpieczenie – jest to jednorazowy wydatek w wysokości 35 zł.

Salos utrzymuje się ze składek, z darowizn od sponsorów, ale też będzie starał się o pieniądze z różnych grantów, które pomogą pokryć np. koszt zorganizowania obozu sportowego dla młodych piłkarzy. Jak potwierdza ks. Słomiński, również i parafia finansowo wspiera działalność Salosu.

W przyszłym roku prezes chce, aby Salos otworzył się z treningami także i na młodsze roczniki, mowa jest tutaj nawet i o przedszkolach. Ponadto istnieje szansa, że wraz z otwarciem basenu na Smoleńskiej, Salos zorganizuje też szkółkę pływania na Oruni. Obecnie w Salosie zarejestrowanych jest ponad 50 zawodników, ale Szymanel chce, aby liczba ta była znacznie większa i sięgnęła minimum stu młodych ludzi.