Spalona hala na Oruni. Zabłocki: "Jak Feniks z popiołów, my też się odrodzimy"

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2019-07-19 17:53:00

- Ja jestem z tych ludzi, których nie można zwyciężyć - mówi w rozmowie z portalem MojaOrunia Dariusz Zabłocki, współwłaściciel spalonego kompleksu produkcyjno-biurowego na Trakcie św. Wojciecha. I mówi o optymistycznym wariancie, który zakłada odbudowę tego miejsca.

Pod koniec czerwca spalił się kompleks produkcyjno-biurowy na Trakcie św. Wojciecha 237. Spłonęły maszyny, całe linie produkcyjne i niektóre biura. Łącznie zbudowana w kształt litery U hala liczyła około 7 tys. m2, z czego 4 tysiące spaliło się całkowicie.

W kompleksie pracowało ponad 200 osób. Wielu z nich obserwowało akcję strażaków z wału Kanału Raduni. Niektórzy z nich płakali, zdając sobie sprawę, że z dnia na dzień stracili pracę.

"Spłonął nasz dorobek życia"

Śledczy nie mają jeszcze odpowiedzi, co było przyczyną pożaru. Postępowanie prokuratury wciąż trwa.

- Spłonął nasz dorobek życia. Budowaliśmy to miejsce od ponad 20 lat - mówi nam Dariusz Zabłocki, właściciel kompleksu produkcyjno-biurowego przy Trakcie św. Wojciecha 237. Siedzimy w budynku, który ocalał od pożogi. Na wprost mamy widok na spaloną część hali. - Tę część obiektu kupiłem w latach 90. od syndyku upadającego Eltora. A ten budynek, w którym teraz jesteśmy, wybudowaliśmy kilka lat temu - wspomina nasz rozmówca.

W całym kompleksie swoje siedziby miało kilka firm. Dorobek dwóch z nich udało się uratować w całości, jedna z produkujących elektronikę firm straciła magazyny z towarem. Doszczętnie spaliła się hurtownia farmaceutyczna.

Nie tylko o pieniądze tutaj chodzi

Kolosalne straty poniosła też firma CDP Meble, którą zakładał Zabłocki. - Nasza firma miała wielkie sukcesy na rynku. Wyposażaliśmy większość Mc Donaldów w Polsce, mieliśmy bardzo dobre kontrakty zagranicą. Ostatnio np. złapaliśmy duży kontrakt na wyposażenie hotelu w Kopenhadze - mówi nasz rozmówca.

W pożarze CDP straciła wszystkie maszyny. - Tu nawet nie chodzi tylko o pieniądze. Czy pan wie, że mieliśmy chyba najlepszą na Pomorzu okleiniarkę? Jej nie można sobie, ot tak po prostu kupić. Ona nie leży na półce w sklepie. My czekaliśmy na tę maszynę 12 miesięcy.

Zabłocki przyznaje, że odbudować firmę CDP będzie bardzo trudno. - Próbujemy pokończyć pewne rzeczy. Negocjujemy kontrakty. Będziemy starali się tutaj współpracować z innymi firmami. My mamy kontakty i wiedzę.

Czy da się odbudować halę? Jest wariant optymistyczny

Nasz rozmówca uważa jednak, że jest duża szansa na odbudowanie kompleksu produkcyjno-biurowego, i to w tym samym miejscu. W przyszłości znów mogłyby tutaj pojawić się kolejne firmy. - Jestem oruniakiem z krwi i kości. Tu się wychowałem od 10 roku życia, później mieszkałem na "Górnej". Nie wyobrażam sobie prowadzenia biznesu poza Gdańskiem i Orunią. Gdańsk ma duszę i wodę. A miejsce, w którym jesteśmy, jest bardzo dobrze skomunikowane, jest blisko centrum i obwodnicy.

Do odbudowy obiektu wciąż jednak daleko. Najpierw swoje postępowanie musi zakończyć prokuratura. Później rozpoczną się już konkretne rozmowy i ustalenia na linii miasto-właściciel hali. To od urzędników będzie zależało, czy i kiedy zaakceptują projekt nowego obiektu, i czy wydadzą tutaj decyzję o warunkach zabudowy.

Nawet "zwykłe" wyburzenie spalonego obiektu musi być załatwione zgodnie z procedurami, a te są czasochłonne. Zabłocki podkreśla, że nie ma tutaj pretensji do urzędników, ale przyznaje, że w całej tej sytuacji również i kwestie biurokratyczne potrafią spędzić  mu sen z powiek. - Jesteśmy trochę jak dzieci we mgle. Nikt chyba nie jest gotowy na taką sytuację - mówi. - Liczę jednak na zrozumienie ze strony urzędników - zaznacza.

Co mogło być przyczyną pożaru?

Wariant optymistyczny, o którym mówi Zabłocki, zakłada, że w ciągu kilku miesięcy uda się załatwić wszystkie wymagane pozwolenia i dokumenty, a budowa nowego obiektu rozpoczęłaby się w przyszłym roku. Nasz rozmówca podkreśla jednak, że kluczową sprawą są tutaj również pieniądze z odszkodowania. A uzyskanie tych pieniędzy na pewno potrwa. - Bez nich raczej trudno mówić o odbudowie obiektu - zaznacza Zabłocki, który wynajął prawniczą kancelarię do rozmów z ubezpieczycielem.

Nasz rozmówca nie wie, co mogło być przyczyną pożaru. - To mógł być nieszczęśliwy wypadek. Może zapaliło się od czajnika, komputera, czy innego urządzenia, które pracowało całą noc. Dbaliśmy o bezpieczeństwo pożarowe, mieliśmy wszystkie przeglądy. Zamontowaliśmy dodatkowe hydranty wewnętrzne. Pamiętam, że na jakiś miesiąc przed pożarem mieliśmy na obiekcie ćwiczenia z ewakuacji. W trzy i pół minuty ponad 200 osób sprawnie się ewakuowało za bramę.

Zabłocki dziękuje za wsparcie. Ma też apel do mieszkańców

Zabłocki mówi też o wielkim wsparciu, które uzyskał m.in. od innych firm, od sąsiadów obiektu,  od straży miejskiej, czy od firmy Energa, która już kilka dni po pożarze przywróciła zasilanie w ocalałej części kompleksu. Prosi też mieszkańców, którzy mieszkają w pobliżu, by dzwonili na policję, gdy zauważą, że wieczorem lub w nocy wokół obiektu krążą podejrzane osoby. Chodzi o złomiarzy, którzy próbują wynosić metalowe części ze spalonej hali.

Na koniec naszej rozmowy Zabłocki mówi: - Jak Feniks z popiołów, my też się odrodzimy. Nie jest to łatwe i nie będzie łatwe, ale zrobimy to. Wie pan, ja jestem z tych ludzi, których nie można zwyciężyć