O psie samobójcy i ludzkiej szlachetności :p

Autor: Yuka29, Data publikacji: 2011-04-08 23:11:19

Kto od czasu do czasu czytuje ten blog, wie, że przyciąganie katastrof bardzo sprawnie mi wychodzi. Taki dar! Palec Boży! Specjalny talent…

Wczoraj  miała miejsce  kolejna, fatalna okoliczność. Otóż Juniorowi uciekł pies. Wyślizgnął się  spod zbyt luźno zapiętej obroży i ze szwungiem totalnym pobiegł w stronę torów i dalej Traktu Św. Wojciecha…   Buldogi generalnie, wydają się być mało ekspresyjne i dynamiczne, ale nasz jest oczywiście wyjątkowy. To jak… krokodyl, który leży bez ruchu, by w momencie ataku poruszać się z prędkością, której ludzkie oko nie rejestruje…  To był właśnie tego typu manewr (tyle, że dotyczący poczucia wolności a nie ataku)

Co robi zdesperowana użytkowniczka portalu MojaOrunia.pl  w chwili kryzysu?? Otóż biegnie po pomoc do redakcji ! ;p Co ważniejsze – tę pomoc tam uzyskuje…  W jakieś 12 sekund pojawiły się ogłoszenia innych blogerów.  Została również rozpoczęta szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza, w której buldoga szukali: redaktor Olejarczyk, redaktor Kluz, Gość 19.52, Siks, Junior, koledzy Juniora, no i oczywiście ja…  Eksplorowanie Oruni po obu stronach Traktu, nie przyniosło jednak skutku.

Około 22.00 za sprawą radnego , D. Słodkowskiego, pojawiła się nowa poszlaka w poszukiwaniach. Radny dostrzegł buldoga w okolicy ul. Rejtana. Buldog stał i spoglądał na jeżdżące samochody… Niestety my go już tam nie zastaliśmy. Poszukiwania do trzeciej  nad ranem, nie przyniosły efektu.

Rano zadzwoniłam do schroniska dla zwierząt w Kokoszkach i dowiedziałam się, że owszem jest zgłoszenie o takim psie, który został potrącony przez samochód i przebywa w klinice na ul. Łąkowej…

Okazało się, że spanikowany buldog wlazł oczywiście na Trakt i trzepnęło go auto! Widzący to przechodnie, bali się go złapać ale starali się, by ponownie w szoku nie wszedł na jezdnię.  Szczęśliwie dla psa – samobójcy, przejeżdżali akurat ludzie – pasjonaci tej rasy, zakochani w buldogach. Zatrzymali się, zgarnęli psiaka i odstawili do wspomnianej wcześniej kliniki. Następnie z własnej kieszeni, uregulowali rachunek za jego leczenie. Niebagatelny dodam, bo wynoszący  pięćset złotych!  No kurde, nie każdy by to zrobił…

Pies miał zbite przednie płaty płuc, rozdęty żołądek, i zadrapania. Musi zostać w klinice co najmniej do jutra.  Spotkałam się z tymi wspaniałymi ludźmi , naprawdę niesamowici! I mają tatuaże z wizerunkiem buldogów :)))  Na wypadek gdybym to ja się nie odnalazła, zdążyli nawet znaleźć psu potencjalny dom. I to wszystko w 12 godzin…

Pies czuje się całkiem nieźle (wybaczę mu nawet zmasakrowanie świątecznego budżetu). Mnie też już odchodzą nerwy i tylko pozostaje ogromna wdzięczność, dla wszystkich, którzy osobiście zaangażowali się w jego odnalezienie czy pomoc na miejscu wypadku. Bardzo, bardzo Wam dziękuję!

No i wiadomo, jak coś, gdzieś będzie się kiepściło – walcie jak w dym do redakcji naszego lokalnego portalu! :p