To tutaj abp Głódź hodował daniele. Miasto nie będzie domagało się zwrotu bonifikaty

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2021-06-28 10:12:00

10 lat temu archidiecezja gdańska dostała od miasta działkę na Oruni, która stała się częścią rezydencji abpa Głódzia. Warty ponad 450 tys. zł teren, Kościół otrzymał za 4,5 tys zł. Posłanka Lewicy Beaty Maciejewska uważa, że są konkretne dowody na to, by urzędnicy domagali się od duchownych zwrotu pieniędzy lub terenu.

W lipcu 2011 roku miasto Gdańsk podpisało z kurią gdańską umowę. Kuria zrzekła się roszczeń majątkowych do nieruchomości (opozycja przypominała, że ws. tej nieruchomości nie zapadł żaden wyrok na korzyść Archidiecezji), która stanowi części Parku Oliwskiego. W zamian Kościół otrzymał działkę, położoną w okolicy oruńskiej parafii Św. Ignacego Loyoli – gdzie wówczas od kilku miesięcy urzędował arcybiskup Sławoj Leszek Głódź.

Teren o powierzchni ponad 3 tys m kw. warty był prawie 460 tysięcy złotych. Kościół zapłacił za działkę 4,5 tysiąca złotych. Na bonifikatę przystał śp. prezydent Paweł Adamowicz.

W 2021 r. temat wrócił za sprawą działań posłanki Lewicy Beaty Maciejewskiej. Teoretycznie, jeżeli w czasie 10 lat okazałoby się, że działka nie była wykorzystana do celów sakralnych, miasto mogłoby wnioskować o anulowanie umowy. W takim scenariuszu sprawa najprawdopodobniej trafiłaby do sądu, a gdyby Kościół przegrał, musiałby albo oddać teren, albo pieniądze z bonifikaty, w tym przypadku to ponad 450 tys. zł.

Maciejewska domagała się od urzędników sprawdzenia, czy przekazany teren rzeczywiście służył celom sakralnym. Tajemnicą poliszynela było m.in. to, że na działce abp Głódź hodował daniele.

W czerwcu odbyła się wizja lokalna na terenie byłej rezydencji abpa Głódzia. Brali w niej udział urzędnicy i posłanka Maciejewska. Na opisywanej tu działce stały krzyże i podświetlone figurki Chrystusa. Sprawiało to wrażenie, że teren rzeczywiście był wykorzystywany na cele sakralne.

Dziś na konferencji Maciejewska przekonywała, że krzyże i figurki były tylko "inscenizacją". Mówiła, że posiada zdjęcie wykonane w połowie kwietnia przez dziennikarza "Gazety Wyborczej". Ujęcie miało pokazywać, że jeszcze w kwietniu stały tam tylko paśniki, a krzyży i figurek nie było i że dopiero później ktoś je tam poustawiał.

Zarzuty są poważne. Czy rzeczywiście duchowni przejęli miejską działkę za bezcen i później przez 10 lat nie wykorzystywali jej zgodnie z zapisami aktu notarialnego?

Proboszcz parafii Św. Ignacego Loyoli odpiera zarzuty. Mówi, że na opisywanym tu terenie spotykali się księża, że była tu odprawiana Droga Krzyżowa i spotkania modlitewne. Zapewnia, że figurki Chrystusa stały już tutaj wcześniej. Od księdza słyszę też, że działania Maciejewskiej wynikają z "negatywnego nastawienia do Kościoła" i że "jest to sprawa polityczna".

Maciejewska używa kolejnego argumentu: - Nie wystarczy postawić figurki Chrystusa. Nie wystarczy powiedzieć, że tam był raz ksiądz i się modlił. To powinno być miejsce dostępne dla wiernych i miejsce, w którym wierni systematycznie zbierają się i się modlą - przekonywała na dzisiejszej konferencji.

Opisywana tu działka jest odcięta wysokim płotem.

Miasto nie zamierza jednak domagać się od archidiecezji gdańskiej zwrotu bonifikaty ani terenu, potwierdza to rzecznik prezydent Dulkiewicz, Daniel Stenzel.

Urzędnicy tłumaczą, że w akcie notarialnym była informacja, że archidiecezja musi wykorzystać działkę na cele sakralne i czerwcowa kontrola pokazała, że tak właśnie było, nawet jeżeli stało się to w 10. roku użytkowania terenu.

Maciejewska przekonuje, że takie działania miasta jest "nie fair" wobec mieszkańców Gdańska. Jest przekonana, że gdyby sprawa dotyczyła zwykłego Kowalskiego, a nie Kościoła, gdańscy urzędnicy nie wykazaliby się taką pobłażliwością.