Opowiadania z "lumpenproletariackiej dzielnicy"

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-08-04 18:17:00

W zeszłym roku pojawiła się w sprzedaży książka, w której mieszkający przez wiele lat na Oruni autor opisuje swoje wspomnienia. Znaleźć w niej również można kilka interesujących wątków z dawnego życia dzielnicy.

- To optymistyczna książka, choć niekiedy opisuje tutaj rzeczy niezbyt wesołe. Są i opowiadania, które dotyczą tylko i wyłącznie Oruni  – mówi Kazimierz Stopa, autor książki „Supermarket” i mieszkaniec Oruni od 1946 roku. Obecnie mieszka on na Chełmie.

- W „Paczkach” opisuję autentyczną historię, która wydarzyła się w parafii Św. Ignacego i zakończyła śmiercią jednego z tamtejszych proboszczy. „Lwowianka” to moje wspomnienia z czasów szkolnych, kiedy chodziłem jeszcze do oruńskiej „Siódemki”, wtedy zwanej „tepedówką”, lub „bezwyznaniową”– tłumaczy Stopa.

Ale także w innych opowiadaniach (w książce jest ich kilkanaście) znaleźć można nawiązania do Oruni.

W „Przestrodze” oczami bohatera oglądamy tragiczne w skutkach zamieszki z grudnia 1970 roku. Na Wybrzeżu w starciach z milicją i wojskiem zginęło wówczas kilkadziesiąt osób. Strzały do robotników, patrolujące niebo helikoptery, grupy szabrowników, powszechny strach i chaos – Stopa opisuje swoją ówczesną „wycieczkę” z Gdańska do Gdyni. W tamtym czasie w kanale Raduni znaleziono martwego milicjanta – wspomina w „Przestrodze” autor.

Z kolei z zamieszczonego na końcu książki komunikatu (wycinek z prasy) Prokuratury Wojewódzkiej w Gdańsku poznajemy listę osób, które „w wyniku zajść do jakich doszło w grudniu” poniosły śmierć. Wśród nich jest też mieszkaniec ulicy Perłowej – Bogdan Sypka.

- Nie kursowała wtedy miejska komunikacja z Gdańska na Orunię. Wracałem do domu Raduńską i Nowiny. Trakt był wtedy przebudowywany, wiele fragmentów ulicy było rozkopanych – opowiada o wydarzeniach grudniowych autor „Supermarketu”.

I przypomina sobie wojskowe patrole, na które można było trafić w wielu punktach Oruni.
- Często kręcili się w okolicy ulicy Dworcowej, koło Domu Kultury. Wtedy wprowadzono godzinę milicyjną, nie można było swobodnie się poruszać w określonych godzinach – dopowiada.

W swojej książce Stopa nazywa Orunię „dzielnicą lumpenproletariacką”. Dlaczego?
- Po wojnie mieszkała tu bardzo różnorodna zbieranina ludzi. Byli gdańszczanie o korzeniach niemieckich, przyjechało wiele osób z Wilna, trafiali się też warszawiacy. To była dzielnica robociarska – odpowiada autor „Supermarketu”.

Książka nie ma wielkiego nakładu – jest to zaledwie 200 egzemplarzy. Można ją dostać m.in. w Księgarni Ossolineum (Łagiewniki 56), a także zamówić na stronie: www.grupaplus.net