Czy tu jest bezpiecznie?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-09-05 18:15:00

Kilka dni temu złodzieje włamali się do pizzeri Leone przy ulicy Małomiejskiej. Sprawcy siedzą już za kratkami, ale przy okazji tego zdarzenia znów wróciła historia sprzed kilku lat z właścicielem obrabowanego lokalu w roli głównej. Szefom lokalnych punktów gastronomicznych i policji zadaliśmy pytanie: co z tym bezpieczeństwem na Oruni?

Ukradli 50 kilo sera, 8 paczek frytek, 30 konserw i 6 kilo piersi z kurczaka. Nie pogardzili również znalezioną w lokalu butlą gazową. „Wielkie żarcie”, oszacowane na prawie 2 tysięcy złotych, przerwali im niedługo później policjanci. Sprawcy trafili już do aresztu. 

Tyle oficjalne, policyjne doniesienia. Historia sama w sobie do wyjątkowych (patrząc na inne „kryminałki” z Gdańska) nie należy. Smaczku nadaje jej jednak zupełnie coś innego – dla wielu mieszkańców Oruni będzie nim nazwisko właściciela pizzeri, do której zawitali opisywani wyżej złodzieje.

Lech Kaźmierczyk, radny miasta i właściciel obrabowanego lokalu na Małomiejskiej, w przeszłości toczył już krucjatę z lokalnymi przestępcami. Ci ostatni wybijali mu szyby w obu pizzeriach (druga położona jest na Oruni Górnej), straszyli jego pracowników, a nawet próbowali podpalić jeden z jego lokali.

Zdaniem radnego, gangsterzy mścili się za to, że nie wycofał z sądu swojego oskarżenia. Chodziło o sprawę z 2002 roku, kiedy to do jego pizzerii miało przyjść kilka osób, chcących wymusić od niego haracz. W trakcie szarpaniny Kaźmierczyk został niegroźny ugodzony nożem. Sprawa trafiła do sądu. Aż 9 lat było potrzeba, aby oskarżeni zostali skazani – skończyło się na wyrokach w zawieszeniu.

To co wydarzyło się kilka dni temu w pizzeri na Małomiejskiej nie budzi już wielkich emocji u radnego.
- Wszystko wskazuje na to, że było to po prostu pospolite włamanie. Nie wiązałbym tego w żaden sposób z moją prywatną walką z przestępcami – komentuje.

- Uważam, że na Oruni jest już nieco bezpieczniej niż jeszcze kilka lat temu. Wtedy działały tu zorganizowane bandy, które bardzo często nikogo i niczego się nie bały. Czuły się Panami na dzielnicy. Teraz to się zmieniło. Niestety jest jeszcze drobna, bardzo uciążliwa dla mieszkańców przestępczość,  z którą trzeba walczyć z całą stanowczością  – uważa Kaźmierczyk.

Zdaniem radnego, pomocną byłaby większa ilość kamer na dzielnicy.
- Od lat zabiegam, aby monitoring objął przynajmniej najważniejsze punkty na Oruni. Obiecano mi w mieście, że po 2012 roku kamer będzie tutaj więcej – mówi Kaźmierczyk.

- Póki co w rejonie ulicy Małomiejskiej, Raduńskiej i Podmiejskiej są trzy kamery. I to nie jest tak jak czasami słyszę, że to ja je sobie załatwiłem, aby pilnowały mojej pizzerii. Tylko jedna z kamer obejmuje mój lokal. Monitoring zamontowano tutaj na prośbę mieszkańców ulicy Ptasiej. W tamtym rejonie regularnie niszczony był przystanek, a w okolicy kręciły się grupki agresywnych „dresiarzy”. Z tego co wiem jest już tam spokojniej – mówi radny.

- Monitoring rzeczywiście zarabia na siebie. I zgadzam się również, że kamer powinno być na Oruni więcej.  Ale należy pamiętać, że monitoring sam w sobie nie jest lekarstwem na wszystko. W południowych częściach Gdańska wprowadza się coraz więcej ludzi, a liczba policjantów i radiowozów pozostaje właściwie taka sama. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przypilnować – przyznaje jeden z funkcjonariuszy I Komisariatu na Oruni, który prosi o zachowanie anonimowości.

Zdaniem policjanta, na Oruni jest bezpieczniej niż w przeszłości, ale…
- Groźnych grup przestępczych jest teraz mniej. Wielu ludzi, którzy wcześniej siali postrach na Oruni, siedzi już w więzieniach. Rośnie jednak nowe pokolenie – przestrzega.

O tym, że na Oruni wcale nie jest tak niebezpiecznie, jak przyjęło się powszechnie uważać, przekonana jest szefowa położonej przy Trakcie Św. Wojciecha pizzerii Amelia.
- Wielu ludzi myśli stereotypowo o tej dzielnicy: że tu się kradnie, że tu się napada, że tu jest bardzo niebezpiecznie. Kiedy jakiś rok temu miałam zamiar otworzyć tu pizzerię, też początkowo zastanawiałam się, czy Orunia to odpowiednie miejsce.  Ale nie żałuję mojej decyzji. Nie mieliśmy żadnych problemów w lokalu, dostawców naszej pizzy też nie spotkało tutaj nic złego – mówi Anna Paluszkiewicz, właścicielka pizzerii Amelia.