Tak będzie tutaj zawsze...

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-12-19 15:31:00

Kiedyś zadbane ogródki, schludne kamieniczki i fajne place zabaw dla dzieci, dzisiaj brudne podwórka, przypominające ruiny domy i liczone w setkach tysięcy złotych zadłużenie lokatorów – to historia „zmian” fragmentu ulicy Przy Torze. - Tutaj będzie już tak zawsze – mówią nam zrezygnowani mieszkańcy. Ale czyja to właściwie wina?

„Matko, daj mi k...a spokój, nie jesteś lepsza!” – słychać z okna. – Zamknąć mo..y – ripostuje sąsiad z okna obok.

Krótka migawka z rejonu Przy Torze 8 A B C D E i Przy Torze 9 A B, charakterystycznych, ułożonych w literę U kamienic. Wymiana zdań, która nie budzi zdziwienia u stojących na podwórku osób. Bo i o co w sumie chodzi? Tutaj problemy są innego typu.
- Panie, tu taki syf jest zawsze. Nic nie remontują, klamki kradną na złom, drzwi wejściowe są z dykty, a kible są na korytarzach – obrazowo tłumaczy mi pan Stanisław, mieszkaniec Przy Torze.

Rzeczywiście, pierwsze wrażenie jest nad wyraz kiepskie. Zniszczone kamienice, niektóre okna zamurowane, popisane mury, zniszczone klatki. Na środku wielkiego placu cztery, w żaden sposób niezabudowane śmietniki. Przed kubłami bezpański kundel urządził sobie ucztę.
- W domu biegają szczury, myszy. My i sąsiedzi regularnie musimy stawiać trutki na klatce. Przez 8 lat błagałam administrację o wymianę drzwi – opowiada mi pani Ewa.

Wyliczanka bolączek nie ma tutaj końca, ale nie będzie to populistyczny tekst w stylu: „wszystkiemu winne miasto”. Nie wszystkiemu. Urzędnicy wskazują, że w trzech opisywanych tu kamienicach (jest w nich 60 lokali) zadłużenie z tytułu niespłaconego czynszu wynosi już...ponad 170 tysięcy złotych. 

Wszyscy moi rozmówcy, mieszkańcy Przy Torze, twierdzą jednak, że płacą w terminie - ot taka, zagadka. Jedna z pań, anonimowo: - Panie, tu biedni ludzie mieszkają. Jak mają wybrać: kupić jedzenie, albo zapłacić czynsz, to wiadomo, co wybiorą. 

O wykupie mieszkania też tu raczej nikt nie myśli. – A co mam jeszcze remontować za własne pieniądze? – zaskakuje mnie takim postawieniem sprawy jedna z mieszkanek.

Z szeregu wreszcie wyłamuje się pan Ryszard. – Przecież nikt tu nie płaci za mieszkanie, komornicy w kółko latają. Ludzie stąd narobią sobie dzieciaków, później żyją z zasiłków, świadczeń MOPS-u (teraz już Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie – przyp. red.). Libacje na okrągło, a jak zwrócisz uwagę, to ci muzykę na cały regulator włączą – opowiada.

Co ciekawe, każdy z moich rozmówców z ulicy Przy Torze narzeka na to co ma za oknem, ale zmian raczej nie chce. Kiedy pytam o inicjatywę (pisaliśmy o niej tutaj), według której w 2013 roku ma zostać zagospodarowane ich podwórko, ludzie pukają się w czoło.

- Same tałatajstwo tu mieszka. Zniszczą drzewka, ławki, wszystko. Albo będą siedzieć i pić wino, czy piwo. Zresztą i teraz już tak robią – opowiada mi pani Irena, również mieszkanka Przy Torze.
- Robić coś na naszym podwórko? Głupota. Tam dalej, to tak. Tutaj ludzie mają swoje parkingi, samochody wjeżdżają – komentuje pan Andrzej, właściciel jedynego już gołębnika na podwórku.

Tego typu pesymizm i marazm bije z każdej wypowiedzi. Wreszcie nie wytrzymuję: „Na naszym portalu ludzie komentują czasami, że na Przy Torze nie warto w nic inwestować, bo tutejsi mieszkańcy i tak wszystko zniszczą i przepiją. Zgadzacie się Państwo z taką opinią?” – pytam. – Oczywiście. Bo to prawda, widzi Pan jak tu wygląda? – odpowiada mi kilku mieszkańców.

- To tutaj zawsze będzie tak wyglądać? - dociekam
- Tak będzie tutaj zawsze. Bo tu jednych eksmitują, a drugi „socjal” nam dokładają. Nic się tutaj nie zmieni – prorokuje pan Ryszard.

Również i najmłodsi patrzą na swoje otoczenie w ten dość specyficzny sposób. – Co bym chciał mieć na swoim podwórku? Chyba nic, bo przecież zaraz to zostanie zniszczone. Widział Pan jak zdemolowali już tunel na Rejtana? – pyta mnie chodzący do podstawówki Krzysztof, mieszkaniec Przy Torze. Ale po chwili z „narzekającego dorosłego” zmienia się na szczęście w „normalnego dzieciaka”. – Oj gdyby tu nam jakaś rampę postawili, albo huśtawki – rozmarza się.

Fragment Przy Torze, który tu opisujemy, nie zawsze prezentował się w tak opłakanym stanie.
- Po wojnie było tutaj zielono, każda klatka miał swój ogródek. Ludzie dbali o podwórko, w obejściu były świnie, a nawet czasem i konia można było znaleźć – opowiadają.
- Przy Torze było znane, bo mieszkało tu trochę „kozaków”. Oni trzęśli Orunią. Ale było spokojnie, czasem może i ktoś się pobił. Ale wie Pan o co? O gołębie. Bo kiedyś było tutaj pełno gołębników – przypomina sobie pan Ryszard.
- Jako dzieciak, w latach 50-tych mieliśmy tutaj piaskownice, huśtawki, grało się w piłkę. Pewnie, że się wkurzam, jak patrzę teraz na swoje podwórko. Ale co mam zrobić? – komentuje pan Stanisław.

Udaje mi się również dotrzeć do osoby, która poznała ulicę Przy Torze jeszcze przed wojną. Irngarda Narloch mieszka tutaj od urodzenia, czyli od 1934 roku. – Przed wojną i w czasie okupacji każda klatka miała swojego właściciela. Komorne płaciło się właśnie jemu. Oczywiście wszyscy dbali o swoje mieszkania, o podwórka – wspomina pani „Irna” (prosi, aby tak ją tytułowano). – W czasie wojny podczas nalotu bomba uszkodziła dom, który stał tutaj w podwórku. Zginęło kilka osób, pochowano ich przed naszą kamienicą, ale później przeniesiono ciała na cmentarz ewangelicki, koło kościoła na Gościnnej – opowiada.

- A po okupacji? Szybko zaczęło się psuć. Chuligani zniszczyli płoty, ogródki zaczęły zarastać. Starsi mieszkańcy poumierali, część wyjechała do Niemiec. Ja staram się dbać o swoje obejście, nawet wspólnie z sąsiadami na własny koszt pomalowaliśmy klatkę schodową. Ganiam też tych, którzy śmiecą, pewnie niektórzy stąd mają mnie tu dosyć – uśmiecha się mieszkanka Przy Torze.

Projekt współfinansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej