Wzgórze Luizy wróci do łask?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-02-20 19:58:00

Przetrwał cały XIX wiek, pierwszą i drugą wojnę światową, nawałnicę radziecką i burzliwe początki panowania komunistów. Kilkadziesiąt lat temu dopadli go jednak wandale. Przedstawiamy nader interesującą historię krzyża ze Wzgórza Luizy. Ten pomnik ku czci poległych żołnierzy pruskich znów może stanąć w Łostowicach. Wszystko za sprawą okolicznych mieszkańców, tamtejszego proboszcza, a nawet...prezydenta Gdyni.

Proboszcz gdańskiej parafii Tadeusza Judy lekko nie miał. - A po co komu taki pomnik po Niemcach? Co to za germanofilizm? - pytali go niektórzy okoliczni mieszkańcy.  

Na szczęście byli i tacy - i tych było już więcej - którzy coś niecoś ze swoich lekcji historii zapamiętali. Ot takie podstawy, że XIX wiek to nie XX, a Prusaków walczących z Francuzami o Gdańsk trudno porównywać do hitlerowców broniących Rosjanom dostępu do grodu nad Motławą.

W całej sprawie chodziło jednak o coś więcej niż znajomość dokonań Napoleona, Wilhelma III, czy Hitlera. Liczyło się przede wszystkim to, aby przywrócić pamięć o zapomnianym już Wzgórzu Luizy. Miejscu w tej części miasta wyjątkowym. To tutaj bowiem, kilka lat po walkach o Gdańsk (rok 1813) stanął pomnik ku czci poległych w okolicy żołnierzy pruskich. Wysoki, żeliwny krzyż (z wieńcem wokół przecięcia ramion, przez który przetknięto na ukos miecz), na którym umieszczono nazwiska zabitych wówczas wojaków, „zatknięto” na otoczonym masywnymi drzewami wzgórzu.

Oprócz kilku imion i nazwisk zabitych żołnierzy, napis na krzyżu głosił: "Ich pamięci poświęcają ten pomnik towarzysze broni z Landwehry Wschodniopruskiej". Landwehra to po prostu ochotnicza zbrojna milicja.

Ten uroczy położony nieopodal zbiegu dzisiejszych ulic Niepołomickiej i Kampinoskiej zakątek (można do niego trafić też od strony ulicy Przebiśniegowej) z czasem stał się miejscem wycieczek okolicznych mieszkańców. Dość wspomnieć, że dawniej południowe tereny Gdańska oprócz gdzieniegdzie rozrzuconych wielkich gospodarstw i  pięknych dworków (wiele z nich zostało zniszczonych po II wojnie światowej) nie miały właściwie żadnej zabudowy. Na horyzoncie królowały wielkie pola (Łostowice nazywane było przed wojną Schnfeld czyli piękne pole/łąki) poprzecinane drogami. Na tyle przejezdnymi, aby gospodarze mogli przewozić tędy swoje towary do Gdańska. A w czasach wojny – by mogły tędy szybko przechodzić wojska.

- Krajobraz wręcz idealny do bitwy – uśmiecha się Christian Samp, pasjonat lokalnej historii, z którym spotykam się właśnie na Wzgórzu Luizy. - W 1813 roku kiedy wojska rosyjskie i pruskie atakowały zajęty przez Francuzów Gdańsk tereny te to był jeden wielki pas bitwy. Walczono nie tylko na obszarze dzisiejszych Łostowic, ale na przykład także i na Zaroślaku, który stanowił jeden z pierwszych zdobytych przez Landwehrę wtedy przyczółków. Oczywiście walka wyglądała zupełnie inaczej niż współcześnie. Mniejsze oddziały, zaciężne armaty i broń skałkowa – mówi, pokazując mi stare kule muszkietowe, znalezione właśnie w tej okolicy.  

Po chwili z plecaka wyciąga jeszcze zabytkowe fajki. -  Używali ich między innymi dawni żołnierze. Cały południowy Gdańsk aż do Kanału Raduni kryje w ziemi wiele podobnych znalezisk. Te tereny mają bardzo ciekawą historię – przekonuje Samp.

O tym kto wygrał wojnę w 1813 roku, jak przebiegały walki, a także kim była tajemnicza Luiza piszemy poniżej. Wiedzą na ten temat podzielił się ze mną właśnie Christian Samp. Korzystałem także ze znanej strony miłośników historii – Akademia Rzygaczy.

Wróćmy jednak do krzyża na Wzgórzu Luizy. Przetrwał on ponad 150 lat. W latach 70-tych XX-wieku dopadli go wandale. Na ramiona krzyża zarzucono liny i w ten sposób został on „ściągnięty” i później połamany. Zniszczono również okalający pomnik metalowy płot. O tym, że w przyszłości było tutaj symboliczne miejsce pochówku, przypomina już tylko wielki kamień, wcześniej cokół, na którym stał krzyż. O tym ostatnim słuch zaginął na wiele lat. Aż do 2000 roku...

- Po lekturze książki Jerzego Sampa wspólnie z kolekcjonerem Edwardem Zimmeramnem wpadliśmy na trop, według którego fragment tablicy z łostowickiego krzyża może znajdować się w Gdyni – opowiadał  „Dziennikowi Batyckiemu” Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni. - Okazało się, że faktycznie był on w posiadaniu jednego z gdyńskich kolekcjonerów. Gdy potwierdziliśmy oryginalność znaleziska postaraliśmy się o jego zdobycie. Udało się to po negocjacjach – dopowiadał.

Fragment zaginionego krzyża trafił do łostowickiej parafii Tadeusza Judy. Obecnie można go oglądać przy wejściu do kościoła. Ale to nie wszystko. W samej świątyni wierni na co dzień mogą oglądać... krzyż ze Wzgórza Luizy. Nie fragment, a jego całość. Jak to możliwe? - To gotowa replika krzyża. Wykonał go Wawrzyniec Samp, znany rzeźbiarz. Chcieliśmy go postawić na Wzgórzu Luizy, ale tutaj inicjatywą musi już wykazać się miasto. Ta część Łostowic musi zostać należycie odnowiona, a nowy pomnik powinien być monitorowany – uważa ksiądz Mieczysław Pikor, proboszcz parafii Tadeusza Judy.

O odnowieniu Wzgórza Luizy (dziś jest to zarośnięty chaszczami teren z mocno już zniszczonymi drzewami) mówiło się w mieście już w 2009 roku. Urzędnicy i radni miasta obiecywali wówczas, że Wzgórze doczeka się alejek, ławek, że wokół powstanie park z prawdziwego zdarzenia (nawet z wieżą widokową), a okolica będzie oświetlona i monitorowana. Minęły cztery lata i obecnie nawet już o tym się nie mówi. - W tym roku nic na Wzgórzu Luizy nie będzie się działo. Nie mamy pieniędzy – usłyszałem dzisiaj od jednego z urzędników.

Kim była Luiza?
Luiza była królową pruską jako żona króla Fryderyka Wilhelma III. Wykształcona, miała wielki wpływ na męża – także na jego polityczne decyzje. W Prusach królowa Luiza była wzorem dobroczynności. W 1814 Fryderyk Wilhelm III ustanowił Order Luizy przyznawany kobietom za opiekę nad chorymi i ułomnymi. Była ona jednocześnie symbolem matki. Ten rodzaj kultu osiągnął punkt kulminacyjny w tzw. pruskiej madonnie .

Co ciekawe, kult Luizy wyrażał się, o czym mówi mi Christian Samp, także w dość niecodzienny sposób. - Jeszcze w połowie XX wieku w Gdańsku były modne ciasteczka Luisenkuchen,tak określane przez  Kaszubów oraz rdzennych mieszkańców Pomorza. Był to słodki, kruchy łakoć pieczony na smalcu z grubą pokrywą ze słodkiej marmolady. I przypruszony warstwą cukru waniliowego. Ciastka te dostawało się za oszczędność lub dobre uczynki – opowiada Samp.  

Hojna królowa Luiza na początku XIX wieku zapoczątkowała modę na żeliwną biżuterię, która w latach dwudziestych XX wieku opanowała całą Europę.
Po wojnie wśród okolicznych mieszkańców Wzgórze Luizy znane było już jako Wzgórze Zielińskiego (od nazwiska gospodarza, który zarządzał okolicznym majątkiem).