Ruski snajper i tornado w 3D ;p

Autor: Yuka29, Data publikacji: 2009-10-09 16:51:58

Mój mąż robi mi wyłącznie niebanalne prezenty! Nie tak dawno  przywiózł mi na przykład żywego Ruska! Jako, że małżon jest „haroszyj czieławiek”, przygarnął uchodźcę z krzaków we francuskiej miejscowości Calais (czyt. Kale! Bez akcentu! ;p).

Rzecz jasna wcześniej otrzymałam zdawkową informację o wzruszających kolejach losu tegoż. Otóż kryzys w ichnim kraju sprawił, że całą rodziną postanowili szukać szczęścia na zachodzie, sprzedawszy wcześniej swoje luksusowe auta i apartamenty... Plan mizerny był taki, ze z Calais, promem mieli się udać do Anglii, jednak angielskim celnikom nie podobał się paszport mojego późniejszego gościa;-)

Haroszyj czieławiek napoił ich kawą, nakarmił flakami, po czym zabrał ze sobą głowę rosyjskiej rodziny, by miała od nas bliżej do kraju i załatwiła, co załatwić trzeba...

W załatwianiu zresztą, jak się później okazało Rusek był nader profesjonalny, gdyż miał doświadczenie jako snajper w Iraku. Do 15 „sztuk” dziennie załatwiał, ale jak twierdził filozoficznie: „takaja rabota...”

No i się pojawił, przy melodyjnych dźwiękach Allah Akbar ze swojej komórki. Zaprezentował wszystkie swoje liczne tatuaże pod kolekcją Prady i D&G, która skromnie je okrywała i od tej pory żyliśmy all together zgodnie przez tydzień! (Miała być jedna noc!!!).

Podczas tych licznych nocy, Rusek urzędował w internecie, głównie nawijając na skypie. Pa ruski u mienia taki se, ale moją uwagę przykuł zwrot „adin kiłogram!”. Myślę sobie, cholera, przecież nie rozmawia o odchudzaniu!!! Jawnie się tu wykonują jakieś narkodile!!! Ale Rusek uspokoił mnie, że chodzi zaledwie o TROTYL! No to, że tak powiem UFF ;p

Życie w mojej dzielni stawia jednak wyzwania większe niż wojna w Iraku i koczowanie we francuskich krzakach...
Pierwszego lipca, podejmując męską decyzję o pozostawieniu gościa samego w domu, pojechaliśmy sobie do kina. Napawając się w wygłuszonej sali filmem 3D, nie wiedzieliśmy, że na zewnątrz właśnie przetacza się małe tornadko i zalewa Gdańsk ;-) Po filmie, słysząc w radio info o sytuacji, zadzwoniliśmy do naszego Ruska, w którego głosie słychać było wyraźną panikę... Dowiedzieliśmy się, że:

1. dom trzeszczy i zapewne zaraz odleci,
2. woda leci z dachu, i on nie nadąża podstawiać naczyń,
3. pies wyje, kot miauczy, a jak wiadomo zwierzęta mają „czutstwo”,
4. grad zabił gołębia (widać czutstwa u niewo niet!)
5. ogólny armagedon!

Cóż, nim udało nam się wrócić, na niebie świeciło słońce i po tornadzie, poza psychiczną traumą gościa, nie było śladu!