Historie po Oruńsku: Popis "chłopaka ze Śródmieścia"

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-03-26 17:05:00

Potrafi robić świetne zdjęcia, ale ma też krasomówczy talent – Maciej Kosycarz, trójmiejski fotoreporter w ramach projektu „Historie po Oruńsku” spotkał się wczoraj z mieszkańcami Oruni. Pokazał wiele wyjątkowych fotografii, opowiedział sporo anegdot, przywołał wiele wspomnień.

- Każde zdjęcie może być ciekawe, każde ma swoją historię – Maciej Kosycarz, znany trójmiejski fotoreporter i autor wielu albumów fotograficznych zwracał się wczoraj do kilkudziesięciu zebranych w Gościnnej Przystani osób. 

Spotkanie zorganizowano w ramach cyklu „Historie po Oruńsku”. Kosycarz, którego nieżyjący już ojciec również zawodowo zajmował się fotografią (co ciekawe, już w czasie wojny robił zdjęcia do dokumentów dla uciekinierów z obozów niemieckich), przedstawił wczoraj wyjątkową w swej treści prezentacje.

Zdjęcia dawnego Gdańska, w tym oczywiście Oruni, nietypowe, często anegdotyczne ujęcia znanych osobistości, wzruszające lub przywołujące uśmiech fotoreportaże – czarno-biały i kolorowy arsenał Macieja i jego ojca Zbigniewa Kosycarza musi budzić wrażenie.

A budził tym bardziej, bo Maciej Kosycarz, jak sam o sobie mówił: "chłopak ze Śródmieścia", dał wczoraj dowód, że potrafi nie tylko robić dobre zdjęcia, ale ma też krasomówczy talent. Niemalże każda z pokazanych wczoraj na Oruni fotografii doczekała się ciekawego komentarza, anegdoty, lub refleksji. 

Czasami żywo reagowała także sama publiczność. Uśmiech wywoływały fotografie, obrazujące absurdy PRL-u: kobieta obwieszona papierem toaletowym, czy rodzina,wracająca z zakupów, szczęśliwa, bo akurat gdzieś do sklepów „rzucili” dywany.

Na sali rozlegał się pomruk zadowolenia, kiedy Kosycarz raz po raz wyświetlał zdjęcia dawnego Gdańska. Parada na Długiej, gdzie obok dzieci maszeruje... słoń, „Maluch” pod Neptunem i tłum obserwujących go gapiów, ujęcia nieistniejących już kamienic, powojenne przymiarki do odbudowy miasta... takich „perełek” było oczywiście znacznie więcej.

Oprócz miejsc, były też fotografie znanych osób. Złapanych często w nietypowych dla siebie sytuacjach. Oto Lech Wałęsa pozuje do zdjęcia w słynnym kiedyś wrzeszczańskim klubi Crystal, a tuż za nim... prężą muskuły półnadzy kulturyści.

Albo taka zatrzymana na fotografii sytuacja: Marian Krzaklewski, „Piękny Maryjan”, jeden z czołowych polskich polityków końca lat 90-tych w błogim uśmiechu wpatruje się w długie nogi prezentującej swe wdzięki kobiety. Fotografia od razu oczywiście trafiła na okładki wielu gazet.

Tak jak i dawne zdjęcie Donalda Tuska, który jako młody mężczyzna pozuje do zdjęcia na Jarmarku Dominikańskim. - Fotografię zrobił mój tata, który oczywiście nie mógł przypuszczać, że ten chłopak będzie kiedyś polskim premierem. Ja dopiero po wielu latach odkryłem, że na tym zdjęciu jest właśnie Donald Tusk. To także dowód na to, że każde zdjęcie może mieć swój czas, może nabrać zupełnie innego znaczenia – mówił bohater wczorajszego spotkania.

- Fotoreporter powinien być zawsze czujny, powinien mieć umiejętność przewidywania sytuacji – dopowiadał Kosycarz.

Na koniec spotkania fotoreporter pokazał zdjęcia dawnej Oruni. Kąpiący się w Kanale Raduni oruniacy, ulica Jedności Robotniczej przed likwidacją tramwaju, Jedności Robotniczej w trakcie remontu z lat 70-tych, wypadek „Warszawy” na Podmiejskiej, wnętrze „Adrii”... - To zdjęcie już po remoncie Adrii – zaznaczał Kosycarz. 

- Przed remontem gdyby Pan wszedł do Adrii z aparatem to pewnie by Pan go stracił – żartowała publiczność.

Poniżej prezentujemy film, nagrany wczoraj przez Ewę Kowalską z portalu Ibedeker.pl

Po prezentacji Kosycarz odpowiedział jeszcze na kilka pytań, zachęcił też do robienia własnych fotografii. - Warto robić zdjęcia, które mogą nawet wydać się nieciekawe. Bo miejsce, które teraz istnieje, za 30 lat może wyglądać zupełnie inaczej – puentował.

Kolejnym gościem projektu „Historie po Oruńsku” będzie Aleksander Masłowski, trójmiejski przewodnik, który pod koniec kwietnia spotka się z mieszkańcami Oruni.