Jak nie ma marzeń, to z planowania Oruni nici

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-12-03 16:55:00

Planowanie dzielnicy, czy nawet jej fragmentu to bieg maratoński, a nie sprint – przekonują eksperci, skupieni w ramach projektu "Quo Vadis, Gdańsku?". Było to widać także podczas drugich warsztatów na Oruni, które dwa dni temu miały miejsce w Gościnnej Przystani. Nie zabrakło jednak spektakularnych pomysłów.

Zamiast konkretnych planów i planistycznych fajerwerków, była dyskusja, było trochę sporów i były abstrakcyjne, niekiedy mocno oderwane od rzeczywistości wizje.

- Nie ma planowania bez marzeń – kwitowała Gabriela Rembarz, urbanistka z Katedry Urbanistyki i Planowania Regionalnego Politechniki Gdańskiej i jeden z ekspertów projektu „Quo Vadis, Gdańsku?”. O pierwszych warsztatach na Oruni pisaliśmy tutaj.

Okazało się jednak, że na Oruni marzenia potrafią być nieco mniej abstrakcyjne. Niektórzy chcą po prostu konkretów. - Trudno myśleć o wizjach rozwoju dzielnicy za 20 lat, kiedy w wielu miejscach naszej dzielnicy wciąż brakuje nawet chodników – przekonywała Agnieszka Bartków, szefowa lokalnej Rady Dzielnicy.

Dyskusja nie poszła jednak w tę stronę. Kilkadziesiąt uczestników warsztatów (wśród nich wielu mieszkańców Oruni, ale też i studenci Politechniki Gdańskiej) dostało w poniedziałek inne zadania. Wszyscy mieli się zastanowić nad czterema typami przestrzeni publicznej.

Chodziło o przestrzeń reprezentatywną, zieloną, wymagającą infrastruktury sportowej i taką, w której przeważają rozwiązania komunikacyjne (węzły przesiadkowe, przystanki, perony).

Dla przykładu na Oruni mogłyby to być odpowiednio: ulica Gościnna, czyli tak zwany Rynek Oruński (przestrzeń reprezentatywna), Park Oruński (przestrzeń zielona), boisko na Smoleńskiej (infrastruktura sportowa) i okolica ulicy Junackiej z tunelem i peronem kolejowym (infrastruktura komunikacyjna).

Oczywiście przykłady mogą być zupełnie inne.

Uczestnicy, uzbrojeni w mazaki, kartki papieru i mapy, musieli poszukać tego typu przestrzeni właśnie na Oruni. A później w kilkuosobowych grupach musieli też odpowiedzieć na kilka pytań. Prowadzących spotkanie interesowało, kto korzysta z tych przestrzeni, kto powinien być inicjatorem ich zagospodarowania, kto powinien o nie dbać, a także z czego tak naprawdę taka przestrzeń musi się składać, by dobrze spełniała swoją funkcję.
Spytano też o związek między dobrą przestrzenią publiczną, a powodzeniem lokalnego biznesu.

Z odpowiedzi wynikało, że to najczęściej miasto jest odpowiedzialne za organizowanie takich przestrzeni. Uczestnicy zwracali jednak uwagę, że przy planowaniu urzędnicy muszą też korzystać z pomysłów mieszkańców, a taki scenariusz w Gdańsku wciąż nie dzieje się zbyt często.

Niektórym jednak wczorajsze warsztaty nie przypadły do gustu. – Pytania są potrzebne, ale mam wrażenie, że organizatorzy nie chcieli słuchać naszych odpowiedzi. Tak trochę, jakby mieli już gotową wizję i nas do niej przekonywali. Chyba nie tak to powinno wyglądać. Najprawdopodobniej nie będzie mnie na kolejnych warsztatach – komentował wczoraj w rozmowie ze mną Dawid, mieszkaniec Oruni.

Innym uczestnikom warsztaty się podobały.
- Fajnym pomysłem były zdjęcia z różnymi rodzajami przestrzeni publicznych, które musieliśmy wpasować w nasz teren. To taki wstęp do planowania, można było trochę powymyślać, pomarzyć – mówi nam Karolina Woźniak, mieszkanka Oruni.

-  Moim marzeniem były ścieżki rowerowe. Wiadukt zamiast szlabanów, basen na Oruni, jakiś odjechany park linowy, Zielony Rynek w okolicach Związkowej. Moja grupa największa przestrzeń przeznaczyła właśnie na rekreacje. I to w każdym wolnym zakamarku Oruni: przy ulicy Równej, na terenie Parku Oruńskiego, "na polach", czyli w okolicach Żuławskiej – wylicza Woźniak.

W poniedziałek wodze fantazji puścili również studenci Politechniki Gdańskiej. – Orunia jako swoiste miasteczko akademickie, to możliwe – mówił jeden z nich.
By taki pomysł miał sens musi wydarzyć się kilka rzeczy. Przede wszystkim, jak przekonywali studenci, Orunia musi mieć dużo lepszy transport niż obecnie, bo jest to kluczowa sprawa dla studentów.

Pojawiły się pomysły autobusów studenckich, „Akademickiej kolei miejskiej”, a nawet… kolejki linowej.

Lepsze skomunikowanie Oruni z resztą Gdańska to jeden z kluczowych warunków, by w tej dzielnicy powstały prywatne akademiki. Możliwa jest także sytuacja, gdy jeden z wydziałów trójmiejskich uczelni lokuje się właśnie na Oruni. A to automatycznie generuje ruch studentów w tej części Gdańska - argumentowali pomysłodawcy.

A dalej wszystko może rozwinąć się według następującego scenariusza: więcej studentów, więcej barów i klubów, na Oruni tworzy się swoisty „knajping”. Więcej studentów na Oruni może też wymuszać interesujące rozwiązania, jeżeli chodzi o sport i rozrywkę. – Gokarty na Oruni, na przykład na ulicy Starogardzkiej – rzucali pomysłami studenci.

Komu taka wizja rozwoju Oruni się nie podoba, może przyklaśnie innej. – Centrum Oruni, a więc ulica Gościna zamknięta dla ruchu samochodowego. Tworzą się sklepy, restauracje, powstaje miejsca, gdzie ludzie mogą się spotkać – mówili studenci.