Pałacu Młodzieży nie można likwidować, ani reformować!

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2015-01-31 16:31:00

W sprawie gdańskiego Pałacu Młodzieży wściekli są wszyscy: mieszkańcy, urzędnicy, lokalni społecznicy. Jedni uważają, że winna jest władza i „zły Adamowicz”. Inni (choć nikt tego oficjalnie mówić nie chce) są przekonani, że cała sprawa to tylko walka o utrzymanie niesprawiedliwych przywilejów, czyli coś a la górnicze protesty w pigułce.

Kto z Państwa korzystał, lub korzysta z usług Pałacu Młodzieży (ulica Ogarna), miejsca, które funkcjonuje w Gdańsku od 1978 roku? Z pewnością nie brakuje oruniaków, czy mieszkańców Olszynki, lub południowych dzielnic Gdańska, którzy odpowiedzą twierdząco. 

Sporo interesujących zajęć dla młodzieży, kuźnia młodych talentów, adres, który „wychował” kilka pokoleń gdańszczan. Słowem, instytucja z osiągnięciami, która żyje i teraz.

I jak się okazuje, instytucja, która w takiej formie musi żyć wiecznie.

Czy można więc się dziwić, że urzędnicze plany „likwidacji” Pałacu Młodzieży wzburzyły grupę gdańszczan?

Najpierw jednak przepis na zrobienie medialnej afery i burzy w mediach społecznościowych z magistratem w roli głównej:

1. Wrzucamy do Internetu fragment interesującego nas dokumentu, dodajemy emocjonalny komentarz, wypowiedzi drugiej strony „sporu” nas nie interesują. Nie interesują nas też żadne znaki zapytania, czy spojrzenie na problem z innych perspektyw. Kluczowe słowo: emocje.
2. Tworzymy facebookowa grupę, „mobilizujemy” znajomych. Większość i tak nie przeczyta nic więcej niż tylko emocjonalny nagłówek i jeden akapit. 
3. Udostępniamy na potęgę,
4. Im więcej „znanych” osób (w sensie tak zwanych autorytetów) to udostępni, tym lepiej,
5. Do protestu warto wciągnąć wszystkich tych, którzy mają na pieńku z aktualną władzą. Opozycyjni politycy, lokalni społecznicy z chęcią ogrzeją się przy takim temacie. To też fajny moment, by mówić: „a nie mówiłem/am?”
6. Piszemy do mediów, jeżeli wcześniej się do nas sami nie zgłoszą,
7. Podczas publicznych dyskusji z urzędnikami i „mediatorami” dajemy władzy mocno do wiwatu,
8. Wychodzimy na ulicę.

Uwaga warunek konieczny: po drugiej stronie mamy urzędników, którzy w ogóle nie znają się na rzeczy. W Gdańsku są sytuacje, w których możemy być pewni, że będzie to warunek spełniony.

Rozmawiam z jednym z urzędników. - W całej tej sprawie zachowujemy się dramatycznie słabo. W ogóle się do tego nie przygotowaliśmy i cały czas popełniamy błędy. Nam przecież na żadnej likwidacji Pałacu Młodzieży nie zależy. Chodzi o pewne zmiany, tak by to miejsce było zarządzane lepiej.

Ale słowo „likwidacja” poszło już w świat. A protestujący o żadnych reformach nie chcą słyszeć. Ba, w Internecie pojawił się nawet pomysł, by gdański Pałac Młodzieży ratowała premier Kopacz. Jeżeli nie uratuje, to Pałac powinna pewnie uratować Unia Europejska. To tak w ramach naszej suwerenności, czy coś.

Być może uda się uratować miejsce, gdzie według oficjalnych statystyk pracuje (Karta Nauczyciela) 52 nauczycieli i …. 26 pracowników administracji. Czy to nie jest absurd? Rozmawiałem z przedstawicielami placówek kulturalnych, które na regularną dotację ze strony urzędu miasta liczyć nie mogą. Co powiedzieli? Czasem mają problem z zatrudnieniem nawet sprzątaczki na etat, bo muszą oszczędzać, by ich oferta była jak najbardziej atrakcyjna. Patrząc na tę przerażające zestawienie (52 do 26) można odnieść wrażenie, że nie wszyscy muszą starać się tak samo.

Czy można się dziwić, że pracownicy Pałacu Młodzieży nie chcą zmian? 

Urzędnicy mówią też o tym, by ofertę Pałacu Młodzieży rozparcelować po innych dzielnicach. Czy to naprawdę taki zły pomysł? Tyle się mówi o tym, że na południu Gdańska nic się nie dzieje, albo że „biedne dzielnice” traktowane są przez miasto po macoszemu, czemu więc niektórych zajęć nie przenieść z centrum Gdańska?

Zdaniem niektórych, nie można.

Nie można też pozbawić pracy kogokolwiek, kto jest zatrudniony w Pałacu Młodzieży. Praca i pensje (z budżetu miasta) muszą być i tyle. Dla dobra dzieci.

Argumenty kadry Pałacu Młodzieży, ale i rodziców, które posyłają tam swoje pociechy brzmią następująco: pracują tam pasjonaci, miejsce jest świetnie wyposażone, żyje o każdej porze dnia.

Argumenty miasta: miejsce będzie funkcjonować nadal, zmieni się nieco kadra, Pałac Młodzieży nie wykorzystuje swego potencjału.

Jedna z osób, która mocno krytykuje gdańskie władze za to, jak nie radzi sobie z kwestią Pałacu Młodzieży, mówi mi też: - Przecież wiadomo, że kadra z Pałacu Młodzieży zachowuje się trochę jak polscy górnicy. Walczą o swoje przywileje, których w żaden sposób nie chcą stracić. Uważam, że Pałac, jak i inne kulturalne ośrodki powinny być zdecydowanie bardziej zarządzane na zasadach wolnorynkowych, ale... wiadomo, że to nie przejdzie.

Tego typu zdania nie są odosobnione. Nikt jednak nie chce mówić ich głośno. Dzisiejsza poprawność polityczna nakazuje mówić zupełnie coś przeciwnego. A ponadto, można zostać posądzony o sprzyjanie gdańskiej władzy. Nie ma więc rady, trzeba protestować i krzyczeć przeciwko „likwidacji”.

I tu dochodzimy do gdańskiej władzy, która w całej sprawie używa argumentów liberalnych. Że chce oszczędzać, restrukturyzować, reformować, zmieniać na lepsze. Pozostaje przyklasnąć, no bo kto lubi jak marnowane są publiczne pieniądze, prawda?

Ale tu mam problem, bo ta sama władza potrafi lekką ręką wydawać miliony złotych na kolejne pensje w Europejskim Centrum Solidarności, czy też tworzyć kolejne etaty urzędnicze, spółki miejskie etc. Czy ktoś widzi, by gdańska władza sama się zreformowała? Obcięła etaty, zlikwidowała niepotrzebne wydziały? To przecież science fiction. Biurokracja w Gdańsku jest silna i taka też pozostanie. Przeciwko temu warto protestować.

I w sumie nie dziwię się ludziom, że tej władzy nie ufają. Że patrzą jej w taki sposób na ręce, że krytykują i ponoszą ich emocje.

Ale argument (oczywiście słuszny), że miasto w ogóle nie troszczy się o rentowność takich inwestycji jak Teatr Szekspirowski, czy wspomniany ECS, a tu nagle próbuje się zmieniać Pałac Młodzieży i jest to niesprawiedliwe... też mnie nie przekonuje. To w ogóle nie można niczego zmieniać, bo zawsze ktoś będzie poszkodowany i ktoś straci. Czy w przypadku zmian w Pałacu Młodzieży rzeczywiście stracą na tym dzieci? Jeżeli tak, to w jaki sposób?

A tak już żartem, opozycja w Gdańsku chciała niedawno budować „basen w każdej dzielnicy” i ten postulat podobał się pewnej grupie wyborców. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby po iluś tam latach miasto zdecydowało się zamknąć nierentowne baseny (to są w ogóle nierentowne inwestycje?). „Nie zamykajcie basenu...”, dzieci w czepkach na ulicy, facebook, te sprawy, jąkająca się władza, wiadomo.

A gdyby taki Pałac Młodzieży działał na zasadach wolnorynkowych i cieszył się takim zainteresowaniem gdańszczan jak teraz, to żadna władza na świecie nie miałaby tutaj nic do powiedzenia.