Oruńskie stygmaty :p

Autor: Yuka29, Data publikacji: 2010-01-11 17:20:02

Czy to prawda – nie wiem, ale przekaz ustny głosi, że kamienica, w której mieszkam powstała w 1937 roku, jako siedziba dla rodzin żołnierzy Wehrmachtu...  Tak czy siak, liczy sobie sporo lat i na pewno miała w niej miejsce, niejedna dramatyczna historia!

W natłoku spraw codziennych, rzadko myśli się o tym, co dawno przeminęło, choć czasem dzieją się rzeczy, które uruchamiają wyobraźnię. (Mojej zresztą trzeba całkiem mało, by pracowała na najwyższych obrotach;-))

Wchodzę sobie dziś do kuchni, patrzę, a na kafelkach nad zlewem widnieją jakieś dziwne rdzawoczerwone smugi... Jako, że wyżej wisi suszarka do naczyń, pięknie wyjaśniłam sobie tę kwestię, zwalając winę na niedokładne zmywanie naczyń przez Juniora!

Wytarłam dokładnie smugi, wymyłam powtórnie naczynia i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku udałam się do pokoju.  Wiadomo niestety, że kuchnia jest pomieszczeniem, do którego wchodzi się jednak cyklicznie...

I ponownie ujrzałam broczące ściany... Oops! Jest grubo! Coś mi się zdaje, że „Cud w Sokółce” przy moich oruńskich stygmatach to małe miki! Pomijając kwestię, że w ścianie z przyczyn obiektywnych nie może zmieniać się tkanka, jak nic pasowały mi pozostałe kryteria, niezbędne do zdiagnozowania stygmatów.

-         pojawiają się nagle i spontanicznie - (tak właśnie),

-         często emanują słodki zapach przypominający woń kwiatów -  (oczywiście!)

-         krwawią krwią tętniczą – (patrząc na intensywny krwotok mojej ściany, można tak założyć!)

Yyy, już zaczęłam się zastanawiać nad powiadomieniem Watykanu, kiedy racjonalna (rzadko dochodząca do głosu) część mojego umysłu, nakazała mi jeszcze wleźć na krzesło, by przyjrzeć się szafce od góry (tak tylko dla formalności :)))

Pomysł nie był całkiem od czapy, bo na szafce znalazłam jędrną (jedynie z wierzchu) dynię, która od czasu helloween po prostu...wymiękła;-))