W czym się właściwie taplamy?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-02-19 18:48:00

Ludzie brną przez roztapiające się hałdy brudnego śniegu, grzęzną w błocie, klną na czym świat stoi – na Oruni mimo blisko tygodniowej odwilży wciąż panuje swoista „wolna amerykanka”. Byle do wiosny?

Bo kiedyś to padało...
Kilka tygodni temu na naszym portalu opisywaliśmy już taką śnieżną „wolną amerykankę”. Staraliśmy się znaleźć odpowiedź, kto i w jakich miejscach odpowiada za to, aby na chodniku, ulicy czy placu śnieg nie zalegał. Tłumaczyli się nam przedstawiciele różnych instytucji. W relacjach przewijał się często jeden motyw – robimy, co możemy, ale śnieg ciągle pada... Wydawać by się więc mogło, że jak śnieg zrobi sobie przerwę, na ulicach, chodnikach, placach zapanuje nareszcie porządek. Nic bardziej mylnego.
Przez ostatni tydzień biały puch już nie prószył, mróz nieco odpuścił, zrobiło się cieplej. Efekt? Hałdy śniegu zmieniły się w błotnistą maź. Również w żaden sposób niesprzątaną.

Mokre buty to podstawa
Dwa dni temu ruszyliśmy na oruńskie ulice. W głowach mieliśmy pomysł nagrania krótkiego materiału „o odśnieżaniu”, w rękach gotową do akcji kamerę. Już po kilku chwilach taplania się w błocie mieliśmy przemoknięte buty i kilka ciekawych ujęć. Po drodze spotkaliśmy podobnych do nas nieszczęśników, którzy „na własnych butach” przekonywali się, jak wygląda spacer „w tak pięknych okolicznościach przyrody”.
Zapytani, co sądzą o tym, jak odśnieżana jest Orunia, odpowiadali treściwie i dosadnie.
- Tragedia! Tam gdzie są działki miejskie, to ja się poruszam ulicą.
- Na podwórka nie można samochodem ani wjechać, ani wyjechać.
- Co tu można powiedzieć? Nic dobrego.
- Patrole chodzą, policja, straż. W ogóle na to nie zwracają uwagi.
Wróciliśmy do redakcji i postanowiliśmy jakoś ten cały chaos uporządkować. Mój redakcyjny kolega, Filip, zabrał się do montowania filmu z naszej eskapady (efekt widać na dole niniejszego artykułu). Piszący te słowa rozpoczął telefoniczną krucjatę po miejskich i niemiejskich instytucjach. Na pierwszy ogień poszła straż miejska. Chciałem dowiedzieć się, czy jest tak jak na naszym filmie mówi mieszkaniec Oruni: strażnicy nie zwracają uwagi na to czy okolica jest odśnieżona, czy też nie.

Ależ interweniujemy!
- Nasz referat „Śródmieście”, do którego przynależy również Orunia, od początku zimy interweniował już w takich sprawach ponad 60 razy. Upominaliśmy zarządców, którzy nie odśnieżali swojego terenu. Wystawiliśmy w sumie 25 mandatów – odpowiada Miłosz Jurgielewicz, rzecznik Straży Miejskiej w Gdańsku.
Jak kształtują się kary za tego typu wykroczenie? Za nieodśnieżanie terenu – 100 złotych. Za niewłaściwe odśnieżenie (np. gdy właściciel zrzuca śnieg ze swego chodnika na ulicę) – 500 złotych.
- Zawsze przyjmiemy zgłoszenie od mieszkańców, że gdzieś jakiś obszar jest odśnieżony nie tak jak powinien. Ale jeśli wiemy, do kogo należy dany teren, to znacznie lepiej jest zadzwonić do jego zarządcy, na przykład spółdzielni czy miasta. Tak będzie po prostu szybciej. Strażników lepiej angażujmy wtedy, kiedy zarządca nie reaguje w żaden sposób na nasze interwencje. My jesteśmy właśnie od tego, aby taką interwencję wyegzekwować – dodaje Jurgielewicz.
Na pytanie, czy patrolujący okolicę strażnicy miejscy nie powinni sami reagować w przypadku, kiedy widzą, że dany chodnik czy plac jest nieodśnieżony (w końcu jest to wykroczenie, podobnie jak np. źle zaparkowany samochód), rzecznik odpowiada twierdząco. I zapewnia, że tak się właśnie dzieje. Ale patrząc na wspomnianą wyżej statystykę z referatu „Śródmieście” – ponad 60 tego typu interwencji w ciągu kilku miesięcy, trudno w to uwierzyć. Wychodzi na to, że funkcjonariusze tej instytucji nie są za bardzo spostrzegawczy, albo na ulicach naprawdę panuje porządek...
Pracownicy referatu „Śródmieście” w kwestii odśnieżania najczęściej upominali Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych i Zarząd Dróg i Zieleni, odpowiednio 34 i 27 razy od początku zimy.

Jak coś są więźniowie
Pracownicy tej pierwszej instytucji informują krótko.
- GZNK poprzez firmę wybraną w przetargu, odśnieża chodniki przed budynkami komunalnymi. Bez dróg i dojazdów, te należą do ZDiZ-u – mówi Tadeusz Piotrowski, rzecznik GZNK.
Zadaję kolejne pytania: w jakich miejscach na Oruni GZNK (przez podwykonawcę) ostatnio odśnieżał? Ile GZNK wydał na odśnieżanie Oruni? Czy GZNK planuje jeszcze jakieś odśnieżanie w tej dzielnicy, czy już tylko czeka aż śnieg stopnieje całkowicie? Całą ich serię rzecznik podsumował następująco:
- Od wczoraj na terenie Oruni sprząta pięciu więźniów. Sprzątają w centrum Oruni, między innymi na ulicy Gościnnej, w okolicach poczty, biblioteki i kościoła.
Dwie sprawy. Po pierwsze, brak odpowiedzi też często jest jakąś odpowiedzią – dziwnym jest, że GZNK nie chciało się tutaj pochwalić dokonaniami swego podwykonawcy. Po drugie, więźniowie rzeczywiście na Oruni pracowali (o tym za chwilę).

Całego Gdańska nie odśnieżymy
Drugi z największych „winowajców” na liście straży miejskiej, ZDiZ, ciągle jest w trakcie ostatecznego ustalania, co tak naprawdę powinien odśnieżać, a co nie. Jak informuje dyrektor tej instytucji, Mieczysław Kotłowski, po ostatnich spotkaniach z przedstawicielami straży miejskiej wiele już sobie w tej kwestii wyjaśniono.
- Problemem nie jest tu zła wola urzędników, a po prostu brak pieniędzy. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, nie mamy pieniędzy, aby odśnieżyć cały Gdańsk – przyznaje Kotłowski.
Jednocześnie zapewnia, że nie ma mowy o tym, aby w któryś dzielnicach odśnieżano więcej i częściej kosztem innych obszarów Gdańska.
- Proszę mi wierzyć, że jeżeli chodzi o stopień odśnieżenia chodników i ulic Orunia na tle całego Gdańska wypada zupełnie przyzwoicie. Najgorzej jest w dzielnicach peryferyjnych. Przykład pierwszy z brzegu to Kiełpino. Powstają tam bardzo małe osiedla, mieszka na nich niewielu mieszkańców, drogi są często kompletnie zasypane i nieprzejezdne – dodaje.
Od początku zimy miasto wydało na odśnieżanie całego Gdańska ponad 7 milionów złotych. Jeżeli aura zmieni się na wyjątkowo mroźną i znowu mocno „posypie”, ZDiZ nie wyklucza, że przy odśnieżaniu Gdańska będą pomagać więźniowie.

Na co właściwie czekamy?
Ci ostatni pracowali już dzisiaj na Oruni. Po ich „natarciu” ulica Gościnna wygląda dużo lepiej. Uprzątnięto chodniki, śnieg wywieziono później za miasto. Wystarczy jednak przejechać się chociażby ulicą Żuławską czy Małomiejską, aby zobaczyć, że problem ciągle istnieje. A więc czekamy na wiosnę, więźniów czy może łopatę sąsiada?

Za „wielką wodą” to jest tak...
Na koniec dwie ciekawostki zza oceanu.
Najpierw Waszyngton. Tam śniegu jest tak dużo, że pracownicy instytucji rządowych (a zatrudnionych w stolicy USA jest ich – bagatela – 230 tysięcy) dostali dzień wolnego, aby... nie przeszkadzali miejskim służbom, odpowiedzialnym za odśnieżanie. Przy okazji taka armia ludzi może zostać w domach i uprzątnąć swoje posesje. Eksperci wyliczyli, że jeden dzień wolnego w administracji oznacza stratę dla państwa w wysokości... 100 milionów dolarów.
I jeszcze północna Kanada. Tam reguły są twarde. W zimie po określonej godzinie (z reguły jest to godzina 22:00) miasta należą do... pługów i odśnieżarek. Jeżeli na ich drodze stanie niewłaściwie zaparkowany samochód, który utrudnia im pracę, natychmiast takie auto odholowywane jest na płatny parking. Nie dość, że właściciel płaci słony mandat, to jeszcze za jeden dzień takiego parkingu firmy potrafią sobie naliczyć sumy idące w setki dolarów.