Barbarzyńcy są wśród nas

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-03-09 15:13:00

Na ulicy Grabowej zaatakowano strażników miejskich. Poszło o... psie odchody.

Strażnicy jak powietrze
5 marca. Godzina 9:30. Ulica Grabowa. Dwóch strażników miejskich podchodzi do mężczyzny, który spaceruje z owczarkiem niemieckim. Pies chwilę wcześniej załatwił swoją „grubszą” potrzebę prosto na trawnik. Jego właściciel ani myślał posprzątać po swoim pupilu. Strażnicy miejscy postanowili mu o tym obowiązku przypomnieć. Poprosili o dokumenty 20-latka. Ten wykazał postawę w stylu: „Będą mi tu p... jeden z drugim. Mogą mi naskoczyć”. Odwrócił się na pięcie, po czym najspokojniej w świecie wraz ze szczęśliwym i – sądząc po zawartości na trawniku – dwa kilo lżejszym psiakiem ruszył w drugą stronę. Widząc taką arogancję, funkcjonariusze zaczęli działać bardziej zdecydowanie. Zagrodzili drogę mężczyźnie i jeszcze raz już w sposób dużo bardziej stanowczy poprosili o dokumenty.

Bierz go!
Taki zwrot akcji nie spodobał się właścicielowi psa. Mężczyzna próbował odepchnąć strażnika. Doszło do szarpaniny. Chwilę później funkcjonariusz i krewki 20-latek walczyli już... w parterze. Drugi strażnik przez radio wezwał posiłki i pobiegł pomóc swemu koledze. I kiedy wydawało się strażnikom, że wspólnymi siłami uda im się obezwładnić napastnika, ten przypomniał sobie o swoim czteronogim towarzyszu. Rzucił krótką komendę: Bierz! Pies posłuchał właściciela i rzucił się na jednego ze strażników. Funkcjonariusz został dotkliwie pogryziony.

Posiłki z klatki
20-latek wyrwał się drugiemu strażnikowi i rzucił się do ucieczki. Już po chwili jednak miał na karku ścigających go policjantów. Radiowóz z piskiem opon zahamował przed uciekinierem. Policjanci wyskoczyli z auta i... kolejny zwrot akcji. Z klatki schodowej wybiegają dwaj inni mężczyźni. W akompaniamencie przekleństw i obelg atakują funkcjonariuszy. Policjanci nie tracą zimnej krwi i po krótkiej szarpaninie udaje im się obezwładnić całą trójkę...
Napastnicy trafili na oruński komisariat. Pogryziony strażnik z poważnymi obrażeniami głowy trafił do szpitala. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Wszyscy napastnicy usłyszą już niedługo zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego. Grozi za to od 1 do 10 lat pozbawienia wolności.

Miny są wszędzie...
„Psie miny” to niestety stały obrazek polskich miast. Po zimie, kiedy topnieje śnieg, obraz ten nabiera szczególnie brązowo-czarnych kolorów. W Gdańsku za niesprzątnięcie po swoim psie, grozi właścicielowi nawet 500 złotych kary. Co ciekawe, strażnicy miejscy nie zawsze w takich przypadkach wypisują mandat. Czasem wręczają właścicielowi czteronoga specjalną torebkę. Pouczony i wyposażony w takie akcesoria pan lub pani „zapominalski/a”, przy strażnikach przystępuje do „rozminowania pola”. Psie odchody trafiają tam, gdzie ich miejsce – do torebki, a później do kosza. Być może i historia z ulicy Grabowej miałaby podobne, cywilizowane zakończenie, gdyby nie fakt, że strażnicy natrafili na zwykłego barbarzyńcę.