Historio, cóżeś ty za Pani?

Autor: oksytocyna, Data publikacji: 2010-04-13 00:12:00

Nigdy nie miałam pamięci do historii, jakoś zawsze wychodziłam na 4 lub 5 na koniec roku szkolnego, ale zupełnie bez przekonania i „psim swędem” raczej, niż czymkolwiek innym. Historia była i jest dla mnie trudna do zapamiętania, bo, po pierwsze, jest bardzo skomplikowana, zawiła i obfituje w niezliczoną liczbę faktów (czasem zazębiających się), po drugie, jest nielogiczna. Oczywiście, można spierać się przytaczając zasady dialektyki historycznej, ale ja zupełnie nie o tym. Gdyby to był jakiś ciąg arytmetyczny, albo nawet geometryczny, jakiś wzór, żeby przyłożyć...

Mój mąż wręczył mi wieczornego McFlurry’ego z polewą truskawkową i Lionem, usadził na fotelu i pod moimi naciskami opowiedział mi zasłyszaną historię.

Był sobie raz człowiek, który mieszkał na wsi i od pozostałych gospodarzy wyróżniał się tym, że posiadał białego konia. Był to najpiękniejszy koń w całej okolicy. Sąsiedzi przychodzili do niego i mówili mu:

- Masz najlepszego konia we wsi, to świetnie, to dobrze, ale jesteś szczęśliwy!

Gospodarz odpowiadał na to:

- Tak, ten koń jest najlepszy, taki jest fakt, nie wiem jednak, czy to dobrze czy to źle.

Po pewnym czasie koń uciekł z zagrody. Sąsiedzi przychodzli do gospodarza i mówili:

- Ależ nie masz szczęścia, miałeś najpiękniejszego konia, a teraz ci uciekł, to źle, bardzo źle.

Na co gospodarz odpowiadał:

- Tak, miałem najlepsze zwierzę w całej wsi, które uciekło, to jest fakt, nie wiem jednak, czy to dobrze, czy to źle.

Po pewnym czasie koń gospodarza powrócił. Nie sam jednak, przyprowadził za sobą całe stado dzikich koni, które zasiliły majątek gospodarza. Sąsiedzi mówili:

- Ależ to dobrze, że masz teraz tyle koni, masz wielkie bogactwom jesteś szczęściarzem.

Gospodarz nie bacząc wiele na te uwagi spokojnie odpowiadał:

- Tak, mam teraz duże stado. Nie wiem jednak czy to dobrze, czy to źle.

W związku z posiadaniem wielu nieokiełznanych koni, ktoś musiał je ujeżdżać. Zajmował się tym syn gospodarza, który pewnego dnia niefortunnie spadł z konia i stał się kaleką. Sąsiedzi i tym razem nie szczędzili komentarzy:

- Masz wielkie stado dzikich koni, ale przez to twój syn został zraniony, Nie masz szczęścia, źle się stało.

Gospodarz na to:

- Tak, mój syn jest kaleką, to jest fakt, Nie wiem jednak, czy to dobrze, czy to źle.

Dni upływały naszym bohaterom sielsko gdzieś na wsi wśród owocó, zbóż i warzyw, rodzinnych uroczystości, pajęczyn w sadach i wypasaniu krów. Pewnego dnia jednak cały kraj ogarnęła wojna i wszyscy młodzi chłopcy zostali wcieleni do armii. Oprócz syna gospodarza. Sąsiedzi przychodzili wypłakać się nad swym durnym losem:

- Nasi synowie poszli na wojnę, ty jednak masz dobrze, twój syn został w domu, nie zginie w obcej ziemi.

Sąsiad na to odpowiedział:

- Tak, mój syn jest ze mną, to jest fakt. Nie wiem jednak, czy to dobrze czy to źle...

I tak, historia naszego gospodarza i jego sąsiadów się toczy, niezmiennie, gdzieś na granicy dwóch co najmniej perspektyw postrzegania tego co dobre i tego co niedobre. Morał z tego płynie taki, że potrzeba wielkiego umysłu, kto wie, może nawet boskiego, aby mieć szeroką perspektywę. Trzeba Wielkiego Ogarniacza, który ogarnie wszystko to, co próbujemy wyrozumieć, odgadywać, ujarzmiać, zapamiętywać i ciągle nieskładnie zapisywać wzorami, żeby tylko nie dać się zaskoczyć... A historia swoje...