30 minut z życia kierowcy autobusu

Autor: gosc19.52, Data publikacji: 2010-06-05 19:38:17

Pewnego dnia, a konkretnie w piątek 4 czerwca postanowiłem skorzystać z pięknej pogody i wolnego piątku i wyskoczyć ‘na miasto’. Miałem ambitne plany – Śródmieście, Wrzeszcz, Brzeźno, Jelitkowo... ale ok. 8:30 zadzwonił pewien człowiek, który zmienił moje plany do godziny 15 włącznie. Musiałem skorygować swój terminarz i postanowiłem odwiedzić kilka sklepów i wrócić niby zmęczony do domu. Gdy doszedłem do przystanku była godzina 16:40. Chyba nikt poza mną nie wiedział, że tego dnia obowiązuje sobotni rozkład jazdy. Czekałem razem z grupką osób, na 151 który miał być dopiero o 16:52. Jak było do przewidzenia autobus nie przyjechał. Sześć minut po 17 powinien przyjechać 210. Gdy była już 17:10 oczekiwany przez sporą grupę autobus zajechał na przystanek. W moich uszach w celu uspokojenia umysłu brzmiało pu-cu-ka-cy. Zauważyłem, że kierowca jest nieco zagubiony. Wcale się mu nie dziwię, był spóźniony, nie miał ani minuty przerwy by przeczytać gazetę czy wysłać kupon w totka... Gdy autobus zbliżał się do przystanku Elmet staliśmy już w korku. Normalnie do centrum w korkach jedzie się ok. 20 minut, tego dnia było to 30. Kierowca nie wytrzymał i bawił się w pejota za pomocą klimatyzacji i ‘elektronicznie otwieranego przez kierowcę luku dachowego’ potocznie zwanego szyber dachem. Bzzz bzzz (w górę) i bzzz bzzz (w dół), gdy luk był zamknięty klima robiła szsz... Po chwili wyłączał klimę i szyber dach w górę i w dół i tak przez ok. 15 minut. 
Bzzz bzzz – bzzz bzzz – szszsz –bzzz bzzz – bzzz bzzz- szszsz ...
Nie mam pojęcia czy kierowca coś tworzył, bo w międzyczasie kierowca machał rękami na boki. Wysiadłem przy Bramie Wyżynnej. Teraz żałuję, może później jeszcze bardziej rozwinął skrzydła...