Zapaleńcy z kosiarkami potrzebni

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-07-12 17:16:00

Na Oruni trawa koszona jest tylko trzy razy w ciągu roku. Efekt? Okolica w wielu miejscach przypomina zieloną dżunglę. Czy mieszkańcy sami mają chwytać za kosiarki?

Dwóch młodych chłopaków z „Oruni Środkowej”, 17-letni Paweł Pędzior i 15-letni Robert Kolenda odpowiedziało sobie na to pytanie twierdząco. Postanowili po prostu zabić wakacyjną nudę...koszeniem trawy.
- Wysokie chwasty nie wyglądają zbyt pięknie. Mamy trochę czasu i chęci, więc możemy się pozbyć tej pseudo zieleni. Dla nas jest to jakaś forma rozrywki. A przy okazji pomoc sąsiedzka – tłumaczyli.
Na Rubinowej 1 w ruch poszła więc kosiarka. I choć chłopacy pracowali tutaj około dwóch godzin, to jak sami krytycznie siebie oceniają, profesjonalna ekipa skosiłaby tyle co oni w jakieś 5 czy 10 minut.
- Wydajność chyba nie należy do naszych mocnych stron – żartują.

Jedni na taką historię wzruszą obojętnie ramionami, innym przyjdzie czas na wspominki czasów „czynu społecznego”. Dla niektórych będzie to żywy dowód tego, że „ta, dzisiejsza młodzież” nie jest wcale taka straszna, ich oponenci zaliczą ten przykład jako co najwyżej wyjątek od wspomnianej przed chwilą reguły. Nam, po rozmowach z urzędnikami i pracownikami spółdzielni, historia ta jawi się jako jedyna alternatywa dla widoku letniej, zielonej dżungli na Oruni.

Na więcej nas nie stać
Zarówno przedstawiciele Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych jak i pracownicy Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej (zarządza ona m.in. sporą częścią „Oruni Środkowej”) przyznają, że ich zgromadzone na ten cel środki pozwalają na koszenie dzielnicy tylko trzy razy (a zdarza się, że jeszcze mniej) w ciągu roku. Przyznają również, że jest to liczba niewystarczająca. Ale jak mówią zgodnie, na jej zwiększenie nie ma pieniędzy w ich budżetach.

W tym roku pierwsze koszenie traw Orunia ma już za sobą. Kolejna „przycinka” zieleni czeka dzielnicę jeszcze w lipcu. Ostatnia odbędzie się na przełomie sierpnia i września. Między tymi datami nikt trawą i wyrywaniem chwastów zajmować się nie będzie. Czy to oznacza, że dla utrzymania w okolicy elementarnego porządku, potrzebni są kolejni zapaleńcy typu Paweł i Robert?
- Bardzo podobają nam się takie inicjatywy mieszkańców. Powiem więcej, lokatorom mieszkań komunalnych one się po prostu opłacają. Za skoszenie trawy można, po uprzednim dogadaniu się z pracownikami Biura Obsługi Mieszkań, otrzymać bonifikatę w postaci obniżki swojego czynszu lub zadłużenia – odpowiada Tadeusz Piotrowski, rzecznik GZNK.

Pomysł fajny, ale...
W przypadku „umowy z BOM-em”, oprócz chęci pracy, mieszkaniec musi posiadać jeszcze własną kosiarkę i paliwo do niej. Inaczej jest w przypadku Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Tutaj kosiarka i paliwo wprawdzie  by się znalazła, ale...
- Wolimy raczej zostawić koszenie profesjonalistom – mówi Mirosław Literski, kierownik GSM.
Po chwili namysłu, dodaje jednak:
- Jeżeli ktoś zachowa profesjonalizm i ma doświadczenie w koszeniu, to możemy wypożyczyć kosiarkę.
W praktyce spółdzielnia nie stosuje takiego rozwiązania. Dlaczego? Skoszona przez mieszkańców pod ich blokiem trawa, mogłaby „gryźć w oczy” sąsiadów na zasadzie „czemu u nich, a u nas nie?”. Ci ostatni przyszliby z pretensjami oczywiście do spółdzielni...

Ale na Rubinowej 1 póki co wygląda ładnie.