Spacer po Oruni (po 8 latach przerwy)

Autor: gosc, Data publikacji: 2010-08-18 22:27:32

Pewnego jesiennego dnia, 2008 roku postanowiliśmy z kuzynami wybrać się na Orunię "Dolną". Ostatnim razem byliśmy tam w wieku 5 lat. Orunię pamiętaliśmy urywkami, prze mgłę... Tak więc zaczynamy iść...  Przechodzimy przez 10-piętrowe bloki ul.Perłową, dochodzimy do Raduni, przechodzimy przez most, po drodze mijamy rozbity telewizor, pod kamienicą leży kanapa a zaraz obok niej dywan... porozrzucane śmieci, zabawki..., ogólnie robi się ciekawie. Idziemy wzdłóż traktu w stronę Pruszcza, mijamy znajome  kamienice, luki po nich, staramy przypomnieć sobie "hmm co tu kiedyś stało..?". Do jednego z zaniedbanych budynków, na zewnątrz przyczepiona jest rurą muszla klozetowa... w okół niej pełno syfu...  Dochodzimy do wiaduktu prowadzącego na ul.Dworcową, przechodzimy... Mijamy piękne budynki, czuć już ten zapach, klimat. Wszystko wydaje się znajome, te porozwalane samochody na podwórku Dworcowej... idziemy wzdłuż torów w kierunku ul.Gościnnej, zatrzymujemy się przy przystanku kolejowym... pomyślałem, "jak ja tu dawno nie byłem".

Przechodzimy przez tory przepiłowaną w płocie dziurą, zaraz po drugiej "ciemnej" stronie torów straszy opuszczony, zniszczony dom..(który o dziwo pamiętałem), dokładnie go obejrzeliśmy... Podekscytowani idziemy w stronę bloków, naszą uwagę zwróciło duże graffiti na jednym ze szczytów kamienicy "Chuligani Wolnego Miasta", poczuliśmy lekki dreszczyk... Pomyślałem, w końcu jesteśmy za torami, w mijescu, o którym krążą legendy, w miejscu, przed którym tak nas ostrzegano... Idziemy między szare, zniszczone bloki, na pierwszym planie widnieją śmietniki i w okół nich pełno najróżniejszych śmieci, znalazła się nawet kanapa, po której skaczą się dzieci... Znaleźliśmy się pod dawną cieplarnią, był do niej doczepiony szary mur, schowaliśmy się za niego, zatrzymaliśmy się, zaczynamy rozmowę... Wszędzie panowała cisza, którą od czasu do czasu przerywały jadące pociągi... w okół nas szarość, mrok, popisane mury, na ziemi porozrzucane najróżniejsze rzeczy to była taka Orunia jaką pamiętałem... Czuliśmy się jak na końcu świata, jak w jakimś zapomnianym miejscu, opuszczonym przez Boga... Zbadaliśmy trochę okolicę, wszystko było znajome... to było coś niesamowitego... Nacieszywszy się wspomnieniami postanowiliśmy wracać do domu... po drodze, przy garażach znaleźliśmy na ziemi parę pisemek pornograficznych...heh..  Wielokrotnie tam wracaliśmy, zrywaliśmy się ze szkoły i gnaliśmy za tory zawsze pod mur starej cieplarni, przychodziliśmy tam ze swoimi problemami, bardzo lubiliśmy to miejsce...

Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że na ul. Żuławskiej Orunia ię nie kończy... Zaczęliśmy poszukiwania nowych terenów... Pewnego dnia gdy byliśmy na Trakcie postanowiliśmy, że pójdziemy inaczej... a konkretnie z Traktu, od razu za sklep Mięsny, już dochodząc do torów czuliśmy, że trafiliśmy w dziesiątkę... Przebiwszy się przez krzaki  przeszliśmy dziurą przez płot... Znaleźliśmy się na ul.Serbskiej... ach ten klimat, tam było na prawdę inaczej, wszędzie w okół walące się przedwojenne kamienice, podwórka, klatki, ta ciszaa i zapach, zapach Oruni, który czuć było za każdym razem.. Chodziliśmy po okolicach ul. Rejtana, Przy Torze, Serbskiej... wszystko było znajome... Czuliśmy lekki strach, okolica wyglądała wyjątkowo groźnie i taka też była o czym przekonaliśmy się potem na własnej skórze, ale nie będę opowiadał...Ludzie dziwnie się nan as patrzyli, coś było czuć w powietrzu, postanowiliśmy szybko opuścić to miejsce bo zaczynało się robić nie ciekawie,  liczyliśmy na to, że ul. Przy Torze dojdziemy na Żuławską, nie zawiedliśmy się... Na Serbską nie raz wracaliśmy... Tak wyglądał nasz początek nowych przygód na Oruni... a na prawdę dużo się działo... ;)