Kombinezony rodem z miejsca zbrodni. Tak wyglądała dezynsekcja na Ubocze 24

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2025-04-24 15:09:00

- Po zimie zaczęły wychodzić małe karaluchy — słyszę od mieszkańców z ulicy Ubocze 24. To właśnie tam od lat lokatorzy mają duży problem z plagą robactwa. W czwartek w całym budynku, który liczy sobie ponad 160 mieszkań, miała miejsce dezynsekcja. Akcja nie była łatwa, bo niektórzy, mocno schorowani lokatorzy od wielu miesięcy nie wychodzili na zewnątrz, a na czas pryskania musieli opuścić swoje cztery ściany. Pomogli m.in. harcerze, ale i lokalni działacze związani z Gościnną Przystanią.

O pladze robactwa na Ubocze 24 pisaliśmy już kilkukrotnie. - Skąd się to bierze? Kilka lat temu mieszkała u nas w bloku taka pani zbieraczka, która przynosiła dosłownie wszystko do mieszkania. Kobieta zmarła i miasto robiło u niej dezynsekcje. Ale myślimy, że może od tego się wszystko zaczęło — komentuje jedna z mieszkanek Ubocze 24.

Ale są i tacy, którzy wprost winią swoich żyjących sąsiadów. - Panie, tu trochę patologii mieszka. No co mam powiedzieć, ludzie nie dbają, znoszą śmieci. Robi się syf. I później robactwo się rozłazi na cały blok — mówi inny lokator Ubocze 24.

Od kilku mieszkańców tego największego miejskiego budynku na Oruni słyszę, że regularnie robią dezynsekcję we własnych mieszkaniach. I że na jakiś czas to pomaga, ale wystarczy, że zrobi się cieplej i robactwo znów wyłazi.

W czwartek miała chyba największa do tej pory dezynsekcja na Ubocze 24. W teorii miała objąć wszystkie ponad 160 lokali. Ubrani w kombinezony rodem z miejsca zbrodni mężczyźni czyścili mieszkania, ale też elewacje budynku.

Akcja została przeprowadzona wspólnymi siłami Domu Sąsiedzkiego Gościnna Przystań, Gdańskich Nieruchomości, MOPR-u, harcerzy, ale i rady mieszkańców Ubocze 24. Na czas dezynsekcji mieszkańcy mogli przyjść na kawę i herbatę do pobliskiego Przystanku Ubocze, który powstał z inicjatywy Gościnnej Przystani. I właśnie działacze "Gościnnej" grali tutaj pierwsze skrzypce. Pukali do mieszkań, informowali o dezynsekcji, a czasem pomagali w jeszcze inny sposób.

- Są osoby leżące, które nie wychodzą już ze swojego mieszkania. Takim osobom pomagaliśmy wyjść z mieszkania na czas pryskania - tłumaczy Rafał z Gościnnej Przystani. - Jeśli była osoba leżąca, to przenosiliśmy ją w kilka osób, albo sadzaliśmy na wózku. W samej klatce "B" mieliśmy trzech takich lokatorów - dodaje.

Jedną z takich osób jest pani Iwona. Jej mąż mówi, że ciężko schorowana kobieta wyszła dziś z mieszkania po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy.

Akcja zostanie najprawdopodobniej powtórzona, choć nie wiadomo, na jaką skalę. Pracownicy firmy dezynsekującej mówią, że co trzy tygodnie taki oprysk powinien zostać powtórzony. - Były lokale naprawdę zarobaczone. Całe ściany, podłogi. Głównie karaluchy, których łatwiej się pozbyć niż pluskiew — komentował jeden z pracowników.